Udział w więziennej wigilii to dla osadzonych nagroda za dobre sprawowanie. Ale też impuls do pytania "Co ja tutaj robię?" i zmiany postawy życiowej.
W koszalińskim Zakładzie Karnym 20 grudnia odbyła się wieczerza wigilijna. Zaproszenie na nią otrzymało 50 z ok. 400 osadzonych.
Świąteczną kolację spożyli razem z więźniami zaproszeni goście - bp Krzysztof Włodarczyk, o. Andrzej Artym OFM - kapelan, ks. Mikołaj Lewczuk - proboszcz parafii prawosławnej oraz ks. Janusz Staszczak, proboszcz parafii ewangelicko-augsburskiej. Obecni byli również przedstawiciele Caritas diecezji oraz Bractwa Więziennego.
- Dla osadzonych ta wieczerza jest namiastką Wigilii, świąt, których im brakuje - powiedział kpt. Sebastian Rygiel, rzecznik prasowy ZK. - Dla większości z tych osób, które tutaj siedzą, jest to moment refleksji: "Co ja tutaj robię? Dlaczego nie jestem z rodziną?". I na taką ich reakcję liczymy: że się zreflektują, że to tym bardziej zmobilizuje ich do zmiany postawy życiowej.
W tym roku ułatwia to program artystyczny, który różni się od tych z lat poprzednich, gdy więźniowie wystawiali jasełka. - Po konsultacjach z naszym kapelanem zdecydowaliśmy, by nie robić show, lecz coś bardzo świątecznego, opartego na tym, co myślą i czują sami osadzeni - powiedział Daniel Borek, wychowawca ds. kulturalno-oświatowych.
Teksty na wigilijny wieczór, które przeplecione zostały kolędami śpiewanymi przy akompaniamencie gitary, ułożyło pięciu więźniów. - Mówią one o przeżywaniu świąt w izolacji. Osadzeni pokazali, jak ważne jest dla nich to, co za murem zostawili: ich rodziny. A także to, że mimo bólu powinni spędzić ten świąteczny czas godnie - podsumował D. Borek.
Zanim wszyscy wysłuchali Ewangelii i podzielili się opłatkiem, biskup Włodarczyk wyjaśnił istotę świąt Bożego Narodzenia. - W Jezusie Chrystusie objawia się bezinteresowna miłość Boga do człowieka. Spotkanie z Nim, przychodzącym do nas w ludzkiej naturze oznacza, że Bogu na nas zależy. Że Bóg nas umiłował do końca miłością bezwarunkową, na którą nie musimy zasłużyć - powiedział.
Biskup zwrócił uwagę więźniów na skarb wolności, nie tylko tej zewnętrznej, ale też tej, która jest w ludzkim wnętrzu, a której nikt nikomu nie może odebrać.
- Żyć w wolności, to cudowne doświadczenie. Pan Jezus przychodząc na świat chciał nam pokazać, że jesteśmy ludźmi wolnymi, że Bóg nas do niczego nie zmusi. A nawet, że Bóg się zniża do nas i chce być blisko nas, żebyśmy otworzyli Mu choć szczelinę serca. Dalej On już sobie poradzi. Ale nie zmusi nas do niczego - przestrzegał.
Obecni na spotkaniu duchowni prawosławny i luterański podpowiadali więźniom, by nie dali się uwieść blichtrowi świątecznych obchodów, by nie szukali "magii świąt", lecz widzieli głęboki sens przyjścia Chrystusa na ziemię.
Pan Mariusz - osadzony, który grał na gitarze i prowadził śpiew - nie tryska entuzjazmem jak przed rokiem czy dwoma, gdy grał w jasełkach. Nostalgiczny nastrój, a może rachunek, że to już trzecia wieczerza wigilijna poza domem, widać w jego oczach. Przyznaje, że w tym roku trudniej przeżywa fakt, że święta spędza za kratami.
Podobnie jego sceniczni towarzysze z trudem akceptują, że nie spotkają się w te święta z najbliższymi. Młodszy, pan Jakub z Koszalina, w ogóle nie widzi sensu świętowania w takich warunkach i uważa każdą chwilę w zakładzie za czas stracony. - Dziecko, kobieta, są na wolności, a ja muszę tutaj siedzieć. W święta będzie widzenie, ale poza tym to jest dzień jak co dzień - narzeka. - To dla mnie przykre. Nie chcę więcej tutaj wracać.
Jego starszy kolega, pan Artur ze Złocieńca, który w zamknięciu spędza trzecie święta, też wolałby być w tym czasie z dziećmi z żoną, ma jednak refleksję - Trzeba nad sobą pracować, szczególnie nad rodziną - mówi, choć przyznaje, że mimo wysiłków, potrzebne jest jeszcze coś więcej. - Człowiek może umiałby sobie sam poradzić, ale dobrze jest wiedzieć, że ktoś tam może mu pomóc, może go natchnąć - namyśla się. - To jest według mnie ten palec Boży.