Zbędna makulatura zainspirowała instruktorów pilskiego oratorium. Wybudowali maluchom imponujący labirynt. To jeden z salezjańskich sposobów na popołudnia w ferie.
W Wielkopolsce trwają ferie zimowe. Podopieczni salezjanów spędzają je na półkoloniach w Zespole Szkół Salezjańskich oraz na "bajkowych popołudniach" w oratorium przy parafii pw. św. Jana Bosko. W holu sąsiadującej z nim szkoły powstał labirynt ze zwojów tektury. Powstawał w tajemnicy, toteż "Dnia labiryntu" maluchy nie mogły się doczekać.
Na pomysł wybudowania kartonowej łamigłówki na 140 metrach kwadratowych holu, wpadł instruktor zajęć kuglarskich Tomasz Tylka. Zainspirowały go ogromne rolki tektury, które w jego zakładzie pracy lądowały na śmietniku. - Codziennie wyrzucałem je do ogromnych kubłów. Kiedy długo nie przyjeżdżała śmieciarka, zwróciłem uwagę, że część tej tektury nadaje się do wykorzystania. Tak powstał pomysł labiryntu - wyjaśnia.
Przez 4 miesiące znosił rolki do domu i oratorium. W końcu zaprojektował 160-metrową trasę, pełną zagadek i zadań zręcznościowych (jak chodzenie po linie), które należało pokonać, by odgadnąć cyfry odblokowujące szyfr na mecie. Budowa, mimo tego, że miał pomocników, trwała cały dzień. Efekt był imponujący, maluchy opuszczały zagmatwany i efektownie podświetlony korytarz z satysfakcją.
Prócz eksploracji labiryntu, dzieci uczestniczą w quizach, grach zręcznościowych i plastycznych, których motywem przewodnim jest wybrana bajka. Ciągle coś się dzieje, bo generalna zasada wypoczynku, jaki proponują salezjanie, opiera się na systemie zapobiegawczym. - Tak organizujemy dzieciom czas, by nie miały kiedy zajmować się rzeczami niepotrzebnymi, nie miały kiedy zgrzeszyć - wyjaśnia ks. Daniel Śliwiński, kierownik oratorium. - W odróżnieniu od innych systemów pedagogicznych, robimy to dla dobra duszy dziecka.
Za przykładem swojego założyciela ks. Jana Bosko, salezjanie wplatają w zabawę modlitwę czy "słówka" - trzyminutowe przerywniki w formie opowieści z morałem. - Przeplatamy im czas drobnymi formami pobożności, żeby miały poczucie, że Pan Bóg jest przy nich zawsze i że w tym miejscu On jest najważniejszy.
Skuteczności tych metod dowodzi dojrzałość wychowanków, przejawiająca się m.in. w tym, że jako nastolatki stają się animatorami zajęć dla młodszych kolegów. Takich wolontariuszy jest w oratorium kilkunastu. Wśród nich - ósmoklasista Oliwier Baran. Jeszcze rok temu wychowanek oratorium, teraz pełni rolę animatora - proponuje zabawy, dba o bezpieczeństwo i rozsądza spory. A przede wszystkim towarzyszy młodszym kolegom: czasem się z nimi bawi, czasem wysłuchuje, a czasem po prostu jest obok.
- Chcę pomagać. Uważam, że jestem już w takim wieku, kiedy mogę dać coś z siebie innym - powiedział. 13-latek zauważa, że niewielki dystans wiekowy pomiędzy nim a dziećmi, to atut stylu pracy w oratorium. - Naszym wychowankom łatwiej związać się z nami niż z dorosłymi, łatwiej opowiadać o swoich sprawach.
Młodzi animatorzy służą maluchom w duchu ks. Bosko. Jedną z istotnych zasad jest dbałość o chrześcijańską atmosferę. - Staramy się zaszczepić w dzieciach szczególną radość: tę głęboką, chrześcijańską - wyjaśnia ks. Śliwiński. - Rozwijana, przekształca się z czasem w radość z bycia dzieckiem Bożym. A to jest prosta droga do świętości.
- Dbam o to, by w zabawę nie wdzierał się smutek, czuwam, czy każdy jest zadowolony - dodaje Oliwier. - Jesteśmy cały czas do dyspozycji dzieci, mogą z nami porozmawiać, poradzić się. Uczymy je działać zgodnie z przykazaniami Bożymi.
Oliwier, choć służy w oratorium dopiero od września, ma na koncie sukcesy wychowawcze: umie zaradzać sporom między dzieciakami. - Potrafią się pokłócić o najmniejszą głupotę - uśmiecha się. - Żeby temu zaradzić, trzeba przy nich być, obserwować, czy ktoś nie został skrzywdzony, czy zabawa idzie w dobrym kierunku. A spory rozwiązywać jak najszybciej.