Dla słupskich seniorów i samotnych przygotowano pierwszy 50-litrowy termos jarzynówki. Zjedzą ją w Domu Świętej Rodziny albo we własnym. Ruszyła przyparafialna jadłodajnia w Słupsku.
- Tu chodzi o troskę nie tylko o ludzi biednych. Kierujemy nasz wzrok także na samotnych, szczególnie tych, którzy już są wiekowi, którzy nie mają siły psychicznej, by zadbać o takie codzienne sprawy, jak świeży ciepły posiłek - wyjaśnia ks. Tomasz Roda, dyrektor diecezjalnej Caritas, obecny na otwarciu jadłodajni wraz z dyrektorem Caritas Polska ks. Marcinem Iżyckim.
Księża dyrektorzy podali gościom pierwsze porcje jarzynowej, w czym wsparła ich młodzież ze Szkolnego Koła Caritas działającego przy ZS Ogólnokształcących nr 4. Ks. Iżycki podkreślił wartość projektów, które łączą pokolenia. - To dzieło bardzo znaczące i potrzebne, bo można coś zjeść, posilić się, ale ważne jest w tym spotkanie z drugim człowiekiem, który bywa przecież samotny, nie ma się do kogo odezwać - stwierdził.
Parafianie o takie miejsce pytali od dawna. - Podpytują o spotkania dla ludzi starszych, sygnalizują potrzebę, by wyjść z domów, w których doskwiera im samotność - stwierdza Elżbieta Mamok. Jako prezes Parafialnego Zespołu Caritas działającego tu od 10 lat liczy, że z biegiem czasu przez spotkania przy zupce seniorzy zadomowią się na tyle, by można było rozwinąć ofertę. - Może wtedy będziemy mogli zaproponować im coś w rodzaju dziennego domu seniora, spotkania z terapeutami zajęciowymi czy formy, dzięki którym będą mogli rozwijać swoje talenty - powiedziała.
83-letnią Danutę Gierkowicz ciągną tu serwowane w soboty wypieki i jeszcze lepsza atmosfera. To drugie jest ważniejsze, bo od 3 lat, czyli po śmierci męża, mieszka samotnie. - To dwie godziny, które spędzamy w gronie innych. I jest naprawdę miło, można sobie porozmawiać, pośpiewać - chwali parafialną inicjatywę.
Ale żeby tu trafić, trzeba się zmobilizować. - Jeśli się tego nie robi, to zostaje narzekanie na samotność, opuszczenie przez ludzi - uważa pani Krystyna. - Są osoby, które nie potrafią się na to zdobyć, nie dadzą żadnego sygnału, a okazuje się, że w domu nie mają nawet chleba. Warto się przemóc i przyjść tutaj.
Proboszcz jest gotowy na pomysły, które z czasem być może zaproponują sami seniorzy. - To byłaby radość, gdyby zechcieli tu przychodzić. Bo chcemy, by się przekonali, że ktoś o nich myśli. Liczymy, że informacja o naszym domu będzie zataczała coraz większy krąg i docierała coraz dalej - mówi ks. Stec-Sala.