- Ufała Bogu tak bardzo, że budziło to mój podziw. Trudno przecież umierać, gdy się ma 38 lat, ukochaną córkę, wiele pomysłów i gdy wydaje się, że jest tyle jeszcze do zrobienia, do wymodlenia - mówił ks. Andrzej Hryckowian, żegnając swoją parafiankę Beatę Piasecką.
W koszalińskim kościele pw. św. Wojciecha, w świątyni, w której przychodziła na codzienną Eucharystię, za jej życie dziękowała Bogu rodzina, licznie przybyli przyjaciele, uczniowie i wychowankowie – Skauci Europy.
- Ilu z nas Beatka przyprowadziła do Żywego Różańca, ile dzieci zostało skautami, ile pięknych inicjatyw zostało zrealizowanych w naszej parafii dzięki jej zaangażowaniu, ilu uczniów polubiło czytanie książek za jej sprawą... To wiara układała jej dzień, wyznaczała zadania, sposób, w jaki rozwiązywała problemy. Nagrodą za takie życie nie jest szczęście na ziemi, ale w niebie - mówił o zmarłej ks. Hryckowian.
Przewodniczący uroczystościom pogrzebowym w kościele bp Krzysztof Zadarko podkreślał: - Umiała nie tylko uczyć i mówić, ale dawać świadectwo swoim życiem.
Beata Piasecka była germanistką oraz bibliotekarką. Pracowała w Szkole Podstawowej nr 17 i w Gimnazjum nr 7. Była również nauczycielem Naturalnego Planowania Rodziny i aktywnie działała w parafialnym poradnictwie rodzinnym. W napiętym grafiku mamy nastolatki i nauczycielki znajdował się jeszcze czas dla innych dzieci. Pani Beata była akelą działającej przy parafii św. Wojciecha dziewczęcej drużyny Skautów Europy.
Beata Piasecka była akelą dziewczęcej drużyny Skautów Europy. Katarzyna Matejek /Foto GośćKilka miesięcy temu zachorowała. Złośliwy nowotwór czynił szybkie spustoszenia w organizmie kobiety.
- Wiele modlitw w ostatnich tygodniach było kierowanych do nieba, wiele Komunii świętych, wiele ludzkiego dobra, pomocy. Bo wydawało się nam, że tak bardzo jest potrzebna nam tu na ziemi: córce, najbliższym, naszej parafii, skautom, szkole. Jeżeli te nasze starania nie doprowadziły do uzdrowienia Beatki, to znaczy, że Bóg zdecydował się ofiarować jej więcej, niż my moglibyśmy jej dać - pocieszał pogrążonych w żalu bliskich pani Beaty ks. Andrzej Hryckowian.
Podkreślając, że była człowiekiem wiary, prosił o konkretną odpowiedź na świadectwo jej życia: o modlitwę, adorację, nawrócenie.
- Naprawdę była człowiekiem wiary. Znaliście ją przecież. Jeszcze 25 marca, będąc już tak chora, podjęła dzieło duchowej adopcji dziecka poczętego. Codziennie odmawialiśmy razem dziesiątek różańca. A kiedy już nie mogła, odmawiałem tę modlitwę za nią. Mógłbym odmawiać ją dalej, ale pomyślałem, że Beatka ucieszyłaby się, gdyby tę modlitwę od niej podjął dalej ktoś, kto jeszcze tego nie uczynił. Jeżeli ktoś z was będzie gotów, to proszę dać mi znać – mówił proboszcz.
- Wszyscy prędzej czy później umrą. Ale nie wszyscy tak naprawdę potrafią żyć. Bo żyć to wcale nie jest łatwa sprawa. Żeby naprawdę żyć, trzeba zostawić po sobie ślady w ludzkich sercach. Dzisiaj, patrząc na życie Beatki z perspektywy, nie mam żadnych wątpliwości, że jej się to udało – dodał duszpasterz.