Sprzątają kirkut ponad podziałami, poglądami, wyznaniem. Grabią liście, zbierają gałęzie, wycinają krzaki. I przypominają o mieszkającej przed wojną w Świdwinie społeczności żydowskiej.
- Na tej macewie jest dzban. Znak, że zmarły był z rodu lewitów. A na tym była postać kobiety. To nieczęste, bo zgodnie z żydowskimi przepisami niewłaściwe. Szkoda, że się nie zachowała – mówi Zbigniew Czajkowski, wydobywając spod mchu pozacierane inskrypcje i symbole.
Badacz świdwińskiej przeszłości był jednym z inicjatorów uporządkowania cmentarza. Pomysł pochwycił miejscowy pastor. Wspólnymi siłami katolików i protestantów udało się przywrócić temu miejscu pamięć.
- Nie ma znaczenia, czy to cmentarz żydowski, tatarski, pruski czy polski. To miejsce pamięci o przedwojennych mieszkańcach naszego miasta. Jako że nie jesteśmy barbarzyńcami, powinniśmy o nie zadbać, jak o każdy zabytek. To na płaszczyźnie ludzkiej. W wymiarze wiary chrześcijańskiej jednoczy nas obowiązek oddania posługi zmarłym – tłumaczy Adam Ciućka, pastor zboru "Chrystusa Dobrego Pasterza" Kościoła Bożego w Świdwinie.
Wracają na żydowski cmentarz raz, dwa razy do roku. Ponad podziałami, poglądami, wyznaniem. Wśród biorących udział w pracach porządkowych są miejscowi zielonoświątkowcy, katolicy, niewierzący. Z poszanowaniem prawa rabinicznego porządkują, grabią liście, zbierają gałęzie, oczyszczają teren z nadmiernie rozrastającej się roślinności.
Przykład daje świdwiński burmistrz. W roboczym stroju, z grabiami, rusza między alejki.
– Ja tu jestem dzisiaj incognito, nie z urzędu – śmieje się Piotr Feliński. Nie pierwszy raz bierze udział w pracach porządkowych na Judenbergu.
– Dużo podróżowałem po Kresach wschodnich i serce mi się krajało, że nasze cmentarze, Polaków, którzy zostali zmuszeni do opuszczenia tej ziemi, są tak zaniedbane. Pomyślałem, że warto, żebyśmy my zadbali o miejsca pamięci o tych, których potomków też już tu nie ma – mówi. – Historia pomorskiej ziemi jest skomplikowana, jest wiele drażliwych tematów, ale warto o nich rozmawiać i szanować przeszłość – dodaje świdwiński włodarz.
Dla Zbigniewa Czajkowskiego szacunek to słowo klucz.
- Wychowywano mnie w duchu poszanowania godności każdego człowieka. Nigdy nie mówiło się źle w domu o innych. Ojciec pochodzi z Bieszczad, mama była Pomorzanką z Chełmży. Doskonale mówiła po niemiecku. Pamiętam, że w naszym domu było pełno Niemców, których jeszcze nie wysiedlono; rodzice pomagali im bezpiecznie się wydostać. Tak staram się wychowywać dzieci i wnuki – mówi Zbigniew Czajkowski.
Przez lata udało się wychować i sąsiadów. Świdwiński kirkut od dawna nie jest miejscem spacerów z psem czy urządzania alkoholowych imprez. Nie jest też już wysypiskiem śmieci.
- Kiedy zaczynaliśmy prace porządkowe w tym miejscu, wywieźliśmy dwie ciężarówki gruzu i odpadów. Teraz grabimy liście i zbieramy gałęzie. Od lat nie dochodzi do żadnych incydentów, aktów wandalizmu – mówi pastor Ciućka. – Za to coraz częściej zgłaszają się nauczyciele i uczniowie, swoją pomoc oferują młodzi parafianie ze św. Michała razem z księdzem wikariuszem. Udało się sprawić, żeby żydowski cmentarz był miejscem pamięci także dla współczesnych mieszkańców miasta.
Świdwiński kirkut założono w XIX w. Na powierzchni ok.