O pobycie w placówce wychowawczej najczęściej chciałoby się zapomnieć, wymazać z pamięci. Do Trzcińca byli wychowankowie wracają co roku. – Bo to nie ośrodek, tylko dom – od razu prostują myślenie.
Tutaj zwykle nie trafia się w nagrodę. – Jak to nie? Dla nas to była nagroda. A przynajmniej tak się okazało po latach – śmieje się Marek. Przyjeżdża co roku. Przy wieczornym grillu wspominają, jak było, opowiadają, co się zmieniło. Do ośrodka przywożą żony i dzieci. W niedzielę będzie ich jeszcze więcej. Będą przekonywać chłopców, że to miejsce to nie koniec świata, ale początek. – Ktoś mógłby powiedzieć: „byłeś w ośrodku, to z ciebie już nic nie będzie”. Przyjeżdżamy i pokazujemy: mamy rodziny, wychowujemy dzieci, pracujemy. Nawet jeśli różnie się układa, nie skończyliśmy najgorzej – tłumaczy Marek. Sławek jeździ ciężarówką, jak mówi, męczy się z własną działalnością gospodarczą. – Można gdybać, gdzie byłbym dzisiaj bez ośrodka, ale tu nauczyłem się życia, stawiania celów i cieszenia się tym, co udaje się osiągnąć – przyznaje.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.