W tym roku już po raz trzeci odbędzie się akcja #Procesja, która polega na publikowaniu zdjęć i filmików z procesji Bożego Ciała. Czy można pogodzić uczestnictwo w procesji z jej relacjonowaniem?
Widok ludzi nagrywających różne wydarzenia przy pomocy smartfona dziś już nikogo nie dziwi. Pytanie, czy jeszcze zastanawia?
Filmujące i fotografujące smartfony są właściwie wszędzie, choć przyznam, że nie spotkałem jeszcze, żeby ktoś nagrywał podczas np. opuszczania trumny do grobu w czasie pogrzebu. To pewnie kwestia czasu.
Kwintesencją tego, czym jest, albo czym może być to zjawisko, był dla mnie widok człowieka podczas spotkania z papieżem, który w momencie, gdy ten przejeżdżał, odwrócił się, żeby zrobić sobie selfie z papamobile w tle. Niby ten pielgrzym tam był, ale odwrócił głowę w najważniejszym momencie.
W tym kontekście zastanawiam się nad słusznością akcji typu #Procesja. Czy w ten sposób nie "wyciągamy" ludzi z prawdziwego przeżywania rzeczywistości? Przecież procesja Bożego Ciała nie jest jakimś spacerem, piknikiem czy marszem w tej czy innej sprawie. To akt na wskroś religijny, a nawet liturgiczny, w którym chodzi o adorację Najświętszego Sakramentu, o modlitwę, skupienie, zaangażowanie wewnętrzne i zewnętrzne. Czy naprawdę nawet w czasie procesji Bożego Ciała trzeba kontaktować się ze swoim smartfonem? Czy nie powinniśmy raczej promować akcji zachęcającej do zostawienia telefonu w spokoju choćby na te dwie godziny? Czy zaproszenie do relacjonowania jest faktycznie zaproszeniem do uczestnictwa? Na co mam patrzeć: na monstrancję z Najświętszym Sakramentem czy na ekran smartfona? Fotografowanie, publikowanie, sprawdzanie reakcji... czy to są czynności, którymi warto zajmować się podczas procesji?
Mówi się dzisiaj o zjawisku zwanym: continuous partial attention, co na język polski tłumaczy się jako syndrom permanentnego rozproszenia. Skutek jest taki, że nieustanny kontakt z telefonem sprawia, że człowiek jest ciągle, nawet podświadomie, skupiony na nim, a nie na rzeczywistości, w której bierze udział. Ma to destrukcyjny wpływ na myślenie, przeżywanie relacji, a także upośledza zdolność do skupienia się - także podczas modlitwy.
Zdaję sobie sprawę, że argument "walki z wiatrakami" ma też swoje znaczenie oraz że od walczenia skuteczniejsze może się okazać oswajanie. Może też być tak, że paradoksalnie większe rozproszenie będzie skutkiem braku telefonu przy sobie, choć gdy tak jest, może należałoby już mówić o zespole abstynencyjnym.
Może po prostu pewne procesy są nieuniknione i trzeba uczyć się jakoś je ukierunkowywać? A może trzeba jednak próbować pewne momenty ocalać?
Ja w każdym razie przeżywania procesji Bożego Ciała ze smartfonem w ręku nie potrafię sobie wyobrazić. Od relacjonowania są ludzie, którzy na procesji będą w pracy...
Zachęcam, żeby na czas procesji telefon głęboko schować do kieszeni, wyciszyć, albo zupełnie wyłączyć i... oddychać spokojnie, cieszyć się wydarzeniem i przeżywać... Sam się tego uczę, bo nie zawsze jeszcze potrafię.