350 pielgrzymów zmokło na starcie. Pożegnani przez bp. Edwarda Dajczaka nie przelękli się burzy. Ruszyli pod hasłem: "Wierzę w Chrystusa".
Anna Loska po raz 14. wyrusza ze Skrzatusza na Jasną Górę. Od 8 lat towarzyszy jej mąż Mateusz, a po raz pierwszy - 8-miesięczny syn Franek (właściwie po raz drugi, bo przed rokiem podróżował pod sercem mamy). - Dziecko jest świetnym pretekstem, by pójść na pielgrzymkę - mówi pani Anna. Liczy, że rekolekcje w drodze pomogą jej dokonać tego, co na etacie młodej mamy jest niemal niemożliwe: uczestniczyć codziennie we Mszy św., adoracji, modlitwie.
- Naszą motywacją jest to, by iść razem, jako cała rodzina - dodaje pan Mateusz. Zauważa, że nie tylko na Śląsku, skąd pochodzi, ale i tu, na Pomorzu, pielgrzymowanie z małymi dziećmi jest coraz popularniejsze. W samej grupie koszalińskiej, do której należą, idą trzy rodziny z wózkami. - Jak spisze się Franek, nie wiemy. Pójdziemy tyle, ile da radę.
Jak zauważa ks. Tomasz Zabielski, przewodnik grupy drugiej, choć trudno namówić młode pokolenie na pielgrzymkę, to ci, którzy jej zasmakują, pojawiają się regularnie.
A warto się przełamać choćby dla prostoty pielgrzymkowego życia, której w ciągu roku trudno zasmakować. - Okazuje się, że żeby spędzić dzień, potrzeba dużo mniej środków, niż się wydaje - przekonuje ks. Zabielski. - Ani komputerów, ani telefonów, wystarczy kawałek trawnika, by odpocząć, łyk wody, by się orzeźwić. I można pięknie przeżyć cały dzień, a co ważne - w modlitwie. Ona zaś nie jest uciążliwa, bo jest właściwie sposobem spędzenia czasu w drodze.
Na tę pielgrzymią przygodę posłał grupy bp Dajczak. Podczas Mszy św. w diecezjalnym sanktuarium pytał, kim jest człowiek wiary, zaś odpowiedzi polecił szukać w Chrystusowym krzyżu i zmartwychwstaniu. Biskup ukazał, że miłość, której człowiek poszukuje, czasem idąc donikąd, wyraża się na trzy sposoby: wobec Boga, drugiego człowieka oraz samego siebie. Lecz tylko z Bożym wsparciem można odkryć jej pełnię, jak i doświadczyć jej osobiście. - Tu chodzi o miłość Bożą, która jest wypisana w Piecie, w miłości pochylonej nad drugim człowiekiem oraz w zdrowym kochaniu siebie - powiedział.
W kazaniu nie brakowało praktycznych wskazówek dla pielgrzymów: by w drodze nie patrzeć na samego siebie, na swoje bóle, okaleczone stopy, ale zająć się zmęczeniem człowieka obok. - Tak, musicie się fizycznie zmęczyć. Ale nie narzekajcie. Gdy czasem będziecie na granicy wytrzymałości, spójrzcie na siebie oczami Jezusa. Wtedy staniecie w prawdzie o sobie - wobec Boga, bliźniego, siebie. Bez zasłony. To Boży skalpel, który nacina wrzód, byśmy doszli do prawdy o sobie, bolesnej, lecz odradzającej.
Pasterz diecezji przekonywał, że takiego sposobu kochania uczy właśnie pielgrzymka, bo ona stawia każdego wciąż w nowej niepowtarzalnej sytuacji. - Nie ma wiary raz na zawsze. Nie uczcie się chrześcijaństwa, w którym ciągle się powtarza to samo. Boga się odkrywa w chwilach dobrych i trudnych, każdego dnia na nowo - tłumaczył.