Trzecia edycja letniego wydarzenia poświęcona była modlitwie za chorych.
Około 150 osób uczestniczyło 17 sierpnia w kilkugodzinnym spotkaniu w amfiteatrze w Czaplinku. Zgromadzili się tu nie tylko krajanie, ale i sąsiedzi z okolicy oraz 30-osobowa grupa spod Bydgoszczy, a także goście z Łodzi.
Modlitwę wstawienniczą poprzedziły adoracja i konferencja, którą wygłosił Marcin Stefanik, lider Katolickiego Zespołu Uwielbienia „Król Dawid”, będącego organizatorem wieczoru. – Słowo Boże ma wielką moc uzdrowienia – powiedział. – Sam się o tym przekonuję, jak również słyszę świadectwa innych osób, że ludzie czytający regularnie Pismo Święte wychodzą ze swoich chorób. Ważne jest jednak, by słowo Boże czytać sercem, nie jak książkę.
Lider Króla Dawida przekonywał także, by z podobną miłosną uwagą i czcią uczestniczyć we Mszach św. – O Eucharystię w naszym życiu trzeba dbać, troszczyć się o to, by być jej wiernym – stwierdził. Poruszył też temat grzechu, będącego przeszkodą w otwarciu się na uzdrowienie, a także temat sakramentu spowiedzi. – Są zranienia w naszych sercach, które nas blokują, ale łaska Boża i przebaczenie innym otwierają nas na nowe życie.
Zbyt twardzi
Wagę otwarcia na łaskę Bożą podkreślił ks. Mateusz Marcinkiewicz SDB. W pierwszej części spotkania, podczas Mszy św. sprawowanej na polowym ołtarzu ustawionym na scenie, kapłan przestrzegał przed zatwardziałością serca. – Takie serce nie przyjmuje miłości, jest twarde. Tą twardością ranimy tych, którzy się nami opiekują – mówił w homilii salezjanin. Według niego zgorzknienie może sprawić, że choć człowiek jest fizycznie sprawny, to jednak choruje wewnętrznie. Lekarstwem na to jest postawa dziecka i podjęcie wysiłku, by się otworzyć na łaskę uzdrowienia od Boga.
Długo trwała modlitwa wstawiennicza, którą prowadzili trzej kapłani. Na koniec jeden z nich dodatkowo namaszczał chorych olejem św. Peregryna przeznaczonym dla osób chorych na nowotwory. Kapłani kładli dłonie lub stułę na głowach, a niektóre z tych osób podczas modlitwy doświadczały tzw. upadku w Duchu Świętym. Wielu odchodziło na swoje miejsca poruszonych, zapłakanych.
Bez kul
Pani Ewa podeszła do kapłana w poczuciu, że choć dotąd sama zajmowała się innymi chorymi – swoimi bliskimi, a także niepełnosprawnymi – to niedawno zrozumiała, że to ona, z dwiema endoprotezami, ze sztywnością karku, skutkami poważnego upadku, jest niepełnosprawna i potrzebuje pomocy innych. – Podczas dzisiejszej modlitwy poczułam ciepło – pani Ewa wskazuje na kark. – Nie wiem, jak będzie dalej, czy rzeczywiście zostałam uzdrowiona. Ale nie to jest najważniejsze. Prosiłam Boga nie tylko o fizyczne uzdrowienie, ale też o to wewnętrzne.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się