Jedni mają dwie nogi, inni cztery łapy. Jeszcze inni skrzydła lub… skrzela. Swój udział w nabożeństwie potwierdzają gromkim "amen" albo głośnym "hau". Przy kościele w Manowie dla każdego stworzenia znajdzie się miejsce.
Nikogo nie dziwi błogosławieństwo motorów czy samochodów. Dlaczego miałoby dziwić, że właściciele zwierząt chcą, by Pan Bóg błogosławił ich pupilom? – pyta ks. Dariusz Jaślarz, witając się ze wszystkimi uczestnikami mającego się rozpocząć za chwilę nabożeństwa. Jedni mają dwie nogi, inni cztery łapy. Jeszcze inni skrzydła lub… skrzela. Manowski proboszcz zwołuje na to nabożeństwo wszelkie stworzenie.
– Tu nie chodzi tylko o nasze domowe zwierzęta, ale w ogóle o wzbudzenie ekologicznego myślenia. Ekologia nie jest wymysłem XX i XXI w. Już w Księdze Rodzaju czytamy, że Pan Bóg oddał ziemię ludziom, aby nią gospodarowali, ale rozumnie. Do tego zachęcam: myślmy o przyrodzie po Bożemu, czyli z wielkim szacunkiem – przekonuje.
Nabożeństwo inspirowane wspomnieniem św. Franciszka to już manowska tradycja. Jego uczestnicy swój udział w modlitwie potwierdzają gromkim "amen" albo… głośnym "hau"! Szczekanie z powodzeniem zastępuje pieśń na wejście. Potem – o dziwo – robi się niemal całkiem cicho.
– Jeśli jesteśmy koroną stworzenia, to musimy dbać, żeby nam ta korona z głowy nie spadła. Jednym z warunków jest odpowiedzialność, a tej niestety nam brakuje. Pan Bóg nam wynajął ten świat. Czynić sobie ziemię poddaną nie oznacza zadeptać wszystko – przypomina duszpasterz.
Przykościelny plac zapełnił się czworonożnymi (i nie tylko) stworzeniami. Trzy złote rybki przyjechały w wiaderku, papuga w klatce. – Nazywa się Darek. Niestety nie widzi i nie lata. Nie mógł zostać z innymi ptakami w papugarni, więc go przygarnęłam. Rybki też są przygarnięte – Weronika Ziemka przedstawia swoją menażerię. W domu zostały jeszcze trzy psy i kot. – Nie dałabym rady przywieźć wszystkich, więc co roku inna delegacja przychodzi po błogosławieństwo – śmieje się.
Wiele ze zwierząt, które przybywają na manowskie nabożeństwo to ofiary ludzkiej niefrasobliwości, podrzutki i lokatorzy schronisk. Jak Inka, znaleziona przed rokiem na wysypisku śmieci. Do pani Zosi miała trafić tylko na jakiś czas, ale skradła jej serce.
– Wtedy jeszcze były trzy inne psy. Jeden z nich był ciężko chory i trzeba było go niestety uśpić. A Inka jest taka roztrzepana, trudno z nią sobie poradzić, no i czasem złapie kogoś za nogawkę. Ale jaka kochana! – opowiada Zofia Ibek, przyjaciółka Fundacji „Ogon do góry”, która razem z Inką przyjechała z oddalonego o
Na plebanii też mieszkają dwa przygarnięte psy: Kubuś i Tosia. Manowski proboszcz nie ma wątpliwości, że obecność zwierząt wpłynęła na jego widzenie świata.
– Zwierzęta otwierają nasze serca. A nasz stosunek do zwierząt odzwierciedla to, jak traktujemy Boży dar, jakim jest wszelkie stworzenie – mówi.
Po raz pierwszy w czasie nabożeństwa zbierana była taca. Do noszonych przez zaprzyjaźnionych z Manowskim proboszczem dziennikarzy koszyczków trafiło ponad 400 zł. Kwota ta trafi do koszalińskiego schroniska dla bezdomnych zwierząt.