W naszej kulturze cmentarz to miejsce wyjątkowe. Bez względu na etniczność czy historię. Dlatego tu jesteśmy - mówi ks. Rafał Figiel, inicjator akcji sprzątania ewangelickiego cmentarza w podświdwińskiej wsi.
Szczątki dawnych mieszkańców wsi leżą kilkaset metrów za ostatnimi zabudowaniami, pod drzewami tworzącymi malowniczą kępę. Prowadzi do nich brukowana kocimi łbami droga. Okazała się trwalsza niż pamięć i szacunek. Przedwojenny cmentarz niemal znikł z powierzchni ziemi. Bez współrzędnych z GPS łatwo go przeoczyć.
– Miejscowi wiedzą. Nawet jak na spacer się idzie, to też „w stronę cmentarza”. Ale to wszystko – mówi Małgorzata Janiszewska, zakasując rękawy do pracy. Razem z panią sołtys przyszło kilkoro mieszkańców wsi. – Zapytałam: A co by było, gdyby te groby były „nasze”? Gdybym przyjechała na grób pradziadków i zamiast tablicy zobaczyła góry śmieci? Jakbyśmy się czuli? Odpowiedź była jedna: „Ale to Niemcy”. To ciekawe, że tu groby Niemców przeszkadzają, ale już jeżdżenie do Niemiec do pracy żadnych historycznych sprzeciwów nie budzi – klaruje swoje poglądy na historyczne zaszłości.
Większość uczestników sobotniego sprzątania to jednak ochotnicy zwerbowani na Facebooku.
– Po czym można poznać dawny cmentarz? Po trzech rzeczach: nagrobkach – jeśli są, bluszczu i… śmieciach. Po śmieciach! To wstrząsające, ale prawdziwe – mówi ks. Rafał Figiel, inicjator akcji porządkowania ewangelickiego cmentarza w Wilczkowie. A właściwie tego, co po nim pozostało.
– To nie jest problem tylko tej wsi, ale bardzo wielu miejscowości na Pomorzu Zachodnim. Do lat 80. ubiegłego wieku cmentarze poniemieckie były systematycznie niszczone. Władze pisały w dokumentach, że cmentarz jest zlikwidowany i przekonanie o tym się ugruntowało. Tymczasem zlikwidowane zostały krzyże, kamienne płyty, ale nie ciała. One dalej są pod ziemią. Są więc i cmentarze – mówi wikariusz świdwińskiej parafii pw. św. Michała Archanioła.
Pan Jan do Wilczkowa przyjechał z rodzicami zaraz po wojnie.– Tu, od tego starego kasztana była brama wejściowa. I dalej szła alejka. Druga biegła w poprzek – mężczyzna ruchem ręki kreśli mapę cmentarza. Rozmieszcza murowane grobowce, ustawia okalające groby metalowe płotki i grube łańcuchy. – Razem z krzyżami pewnie na złom poszły. A kamienne cokoliki na ogrodzenia – przyznaje, zapełniając kolejny worek szklaną stłuczką, puszkami, plastikowymi butelkami.
Przy drodze rośnie okazała sterta. Efekty eksploracji i dziwią, i wstrząsają. Obok czterech opon, szczęki dzika, jest i wyciągnięty z pozostałości grobowca dziecięcy nocnik.
– Wierzymy w zmartwychwstanie ciała. W naszej kulturze, świadomości, wierze, cmentarz to miejsce święte, wyjątkowe. Bez względu na historię czy etniczność – mówi kręcąc głową ks. Rafał.
Na koniec niespodzianka. Wydobyta spod śmieci i bluszczu tablica jest cała. Szybka kwerenda internetowa sprawia, że jeden z dawnych mieszkańców przestaje być anonimowy.
Wolontariusze na cmentarz w Wilczkowie jeszcze wrócą. Miejsce oznaczone zostanie także specjalną tabliczką. Takie tabliczki ks. Rafał chce rozmieszczać przy okolicznych, zapomnianych nekropoliach.
- Młodzież, a nawet osoby dorosłe, często nie mają nawet świadomości, że tuż obok jest cmentarz. Taka tabliczka jest poinformowaniem dla tych, którzy nie wiedzą, przypomnieniem dla tych, którym było to obojętne, a może i skłoni do zastanowienia kogoś, kto będzie chciał wyrzucić w tym miejscu swoje śmieci? To znak, że jakaś opieka jest nad tym sprawowana – dodaje świdwiński duszpasterz.