Wystarczy odrobina wiedzy i trochę chęci, żeby samemu zrobić przysmak. I to taki, który przebije te ze sklepowych półek.
Nie trzeba było wiele, by wiejska sala w Dalęcinie zamieniła się w profesjonalną serowarnię. Sto litrów mleka, kilka palników, a przede wszystkim chętni do nauki adepci ginącej sztuki wytwarzania serów.
- Wystarczy trochę wiedzy i zainteresowania. Jeśli wzbudzi się odrobinę pasji, można wytwarzać przepyszne rzeczy we własnej kuchni. Co przyniesie nam i zdrowie, i oszczędności, i szczęście rodzinne, bo nasi bliscy z pewnością będą nam wdzięczni za takie pyszności - przekonuje Krzysztof Jaworski, mistrz serowarski.
Żuławski serowar przez trzy dni dzieli się wiedzą z kursantami - tymi najmłodszymi z parsęckiej podstawówki i nieco starszymi, którzy odpowiedzieli na zaproszenie Stowarzyszenia „Nasza Gmina”.
- Całkiem niedawno w każdym gospodarstwie były zwierzęta mleczne, a gospodarze wyrabiali sery, przede wszystkim na własny użytek. Teraz, mieszkając na przeciętnej wsi, nie mamy szans nawet usłyszeć krowy. Nasza wieś trochę się różni, są tu gospodarze produkujący mleko. Jeden z nich podsunął pomysł na warsztaty - wyjaśnia Edyta Wieleba-Matyśniak, koordynator i pomysłodawca projektu „Mleczne inspiracje”.
Okazja do praktycznej nauki wykonywania domowych serów szybko znalazła amatorów.
- Kiedyś robiłam domowy twaróg, ale od dawna nie mamy już krów w gospodarstwie. Krowy znikają ze wsi, a razem z nimi podstawowe umiejętności i tradycje. Jesteśmy teraz wygodni - łatwiej iść do sklepu. Ale po tych warsztatach zaczyna mi chodzić po głowie, czy może nie warto byłoby zakasać rękawy - przyznaje Zofia Konieczna. Tym bardziej, że robienie serów ma nie tylko spożywcze zalety, bo - jak zapewnia serowar - nic tak nie regeneruje rąk, jak serwatka.
Na zaproszenie dalęcińskiego stowarzyszenia przyjechały też mieszczuchy. - Ekologiczny tryb życia naturalne kosmetyki, naturalna żywność są dzisiaj modne, ale to wszystko słono kosztuje. Tymczasem można to zrobić samemu. Umiejętności robienia własnych serów jeszcze mi brakowało, więc projekt stowarzyszenia wstrzelił się idealnie w moje zapotrzebowanie - mówi Emilia Jaskółka ze Szczecinka.
Serowar z Żuław, gdzie tradycje wytwarzania serów mają 500-letnią tradycję, przekonuje, że nie ma nic lepszego niż taki domowy produkt. Tym bardziej, że do jego wykonania na początek wystarczy odrobina wiedzy i serca. Reszta znajdzie się w kuchni.
- Serowarstwo to jest coś z niczego. Bardzo praktyczna sprawa. Kiedyś jeden z górali zapytał mnie: „A cego ty ucys? Zaklagować, podgrzać i wycisnąć” - przyznaje ze śmiechem Krzysztof Jaworski.
Żeby osiągnąć poziom mistrza serowarstwa potrzeba wielu lat doświadczenia. Jedno popołudnie wystarczy jednak, żeby złapać bakcyla.
- Serowarstwo jest tak wdzięczną i łatwą dziedziną, że naprawdę w ciągu jednego dnia można nabyć podstawową wiedzę. Po moich warsztatach drzwi są już szeroko uchylone. Wystarczy przez nie wejść i robić sery - przekonuje żuławski serowar i zaprasza do palników. Idzie łatwo, a przestrzeń za uchylną przez mistrza furtką zdaje się nieograniczona.
- Robiłem z kursantami i ser cytrynowy, i jabłkowy. Warto wykorzystywać to, co mamy pod ręką, co rośnie w naszych ogródkach. Zioła dodane do serów dają zaskakujące efekty - mówi i zachęca do eksperymentów.