Najbliższa rodzina, przyjaciele, koledzy i znajomi, a przede wszystkim uczniowie żegnali we wtorkowy wieczór Małgorzatę Błachowiak, znaną i cenioną kołobrzeską katechetkę.
Ludzie, którzy przyszli modlić się w intencji Małgosi zapełnili kołobrzeski kościół św. Marcina do ostatniego miejsca. Wielu odejście zawsze uśmiechniętej, pełnej energii i pomysłów kobiety wciąż jeszcze nie może pomieścić się w głowie. Ostatnie dni spędzili na modlitewnym szturmie do nieba.
– Cudowna, szlachetna, bardzo utalentowana. Zawsze z wielkim zachwytem patrzyłam na to, jak pracuje z młodzieżą – mówi Elżbieta Kamińska, koleżanka katechetka, opowiadając o przepięknych przedstawieniach, które stały się znakiem rozpoznawczym Małgosi. Przygotowywane z wielkim rozmachem inscenizacje, w których brało udział po stu i więcej aktorów (także absolwentów) budziły zachwyt i niekłamany podziw. Jej przestawienia były pełne muzyki. Kochała taniec i pasję tę zaszczepiała młodzieży.
– To nie ja. To wszystko ich zasługa. Ja po prostu nie mogę ich zawieść – odpowiadała skromnie Małgosia, wskazując na swoich uczniów, dla których pisała kolejne scenariusze i szykowała stroje.
– Nigdy nie stała w światłach fleszy. W świetle jupiterów była młodzież. Potem długo, długo nic i dopiero Małgosia. Trzeba było ją niemal siłą wyciągać na scenę – przyznaje Ela.
To uczniowie byli dla niej najważniejsi. Ci we wtorkowy wieczór długo żegnali swoją katechetkę w kościele św. Marcina. Ciągnącym się przez całą świątynię szpalerem podchodzili do trumny dwójkami i przyklękali na chwilę. Bo Małgosia nie katechizowała, ale dawała młodym świadectwo życia i wiary.
Przestawienia przygotowane przez Małgosię ściągały tłumy widzów. Karolina Pawłowska /Foto Gość– Tylko wyjątkowy człowiek potrafi zgromadzić wokół siebie tak wielu przyjaciół – nie ma wątpliwości ks. Adam Fulara, wikariusz parafii św. Marcina w Kołobrzegu, który przewodniczył modlitwie różańcowej i Mszy św. w intencji zmarłej.
– Kiedyś Małgosia zapytała niesfornego ucznia, dlaczego rozrabia, ten odpowiedział: „Przecież pani nie lubi grzecznych dzieci”. Do niej przychodzili ci „niegrzeczni”, na których inni stawiali krzyżyk. A ona podbijała ich serca. Czasem nauczyciele się dziwili: „Jak to, on gra w twoim przedstawieniu, przecież on mówić nie umie!”. A wtedy dziwiła się Małgosia: „Tak? A ja go zupełnie o to nie zapytałam”. Podchodziła do każdego ucznia bez uprzedzeń. I to podejście owocowało zmianami zachodzącymi w tych młodych ludziach. Mówiła o nich: „To są moje duchowe dzieci” – wspomina duszpasterz.
Ostatnie dni Małgosi też były wyjątkowe. Złośliwa i agresywna choroba zaatakowała z wyniszczającą siłą.
– Modlimy się za duszę Małgosi we wspomnienie św. Jana Pawła II. Tak jak on swoim cierpieniem i odchodzeniem, ona też swoim umieraniem wygłosiła dla nas, wspólnoty kołobrzeskiej rekolekcje. W ciszy, w cierpieniu. Temu odchodzeniu Małgosi towarzyszą znaki. Już ktoś mi mówił, że właśnie zeszło się na nowo jakieś małżeństwo, tak wielu młodych przystąpiło do sakramentu pokuty i pojednania, tak wiele osób dzisiaj przyjęło Pana Jezusa – mówi ks. Adam. – Kiedy byłem dzisiaj w kaplicy na cmentarzu, widziałem w trumnie jej uśmiech. Taką uśmiechniętą ją pożegnałem. Nie mam wątpliwości, że ona nadal się do nas uśmiecha.
O uśmiechu Małgosi, który zapisał się w wielu sercach mówił też w homilii ks. Dariusz Wypych, dyrektor Wydziału Katechetycznego kurii biskupiej.
– Są chwile, kiedy trudno coś powiedzieć. Kiedy odwiedziłem panią Małgosię w czwartek w szpitalu, doświadczyłem właśnie czegoś takiego. Gardło się ściska i wtedy po prostu się jest obok. Ona też po prostu była. Mówiła, że śmierci się nie boi, boi się cierpienia. Patrzyłem na to obolałe ciało, serce krzyczało, ale proszę Boga, żebym nie zapomniał tego uśmiechu, przebijającego się przez cierpienie, przesłaniającego brutalność choroby, której doświadczyła. Wyszedłem ze szpitala ze słowami z Listu św. Pawła do Rzymian: „Cierpień teraźniejszych nie można stawiać na równi z chwałą, która ma się w nas objawić” – dzielił się duszpasterz.
Małgosia Błachowiak katechizowała kołobrzeską młodzież przez 21 lat. Krótko w Szkole Podstawowej nr 3 i 8, na dłużej w Jedynce – najpierw gimnazjum, obecnie podstawówce. Jej praca co roku była doceniana nagrodami. Była współautorką programu wychowawczego. Przez wiele lat realizowała projekt edukacyjny zachęcający do wolontariatu. Opiekowała się Szkolnym Kołem Caritas i szefowała zespołowi teatralnemu „Jedyneczka”.
W nocy z soboty na niedzielę przegrała w kołobrzeskim hospicjum z agresywną i wyniszczającą chorobą.
Pochowana zostanie na kołobrzeskim cmentarzu w czwartek 24 października. O godz. 13.10 na Cmentarzu Komunalnym zostanie wystawiona urna, a o godz. 13.30 rozpoczną się modlitwy kapłanów. Najbliższa rodzina prosi, by zamiast zwyczajowych kwiatów i wieńców, złożyć ofiarę na rzecz kołobrzeskiego hospicjum.