W 40. rocznicę tragicznej śmierci ks. Jana Lisa w parafii Mariackiej w Szczecinku odsłonięto tablicę poświęconą jego pamięci, zaprezentowano poświęconą mu książkę oraz uczczono jego imię koncertem.
Parafianie kościoła pw. Narodzenia NMP pamiętają o swoim dawnym prałacie, którego śmierć zabrała przed 40 laty wprost z placu budowy plebanii. 10 listopada modlili się za jego duszę podczas Mszy św., a po niej wzięli udział w symbolicznym odsłonięciu dawnej, lecz odrestaurowanej i przeniesionej na uporządkowany teren przy domu parafialnym tablicy upamiętniającej jego tragiczną śmierć.
Eucharystii przewodniczył ks. Andrzej Targosz, autor książki o ks. Lisie, zaś homilię wygłosił ks. Franciszek Sowiźrał, który w parafii Mariackiej był wikariuszem za czasów proboszczowania ks. Lisa.
- Ksiądz prałat był duszpasterzem zatroskania o zbawienie każdego człowieka - powiedział kaznodzieja. Na dowód tego przytoczył fakt, gdy podczas trwających w parafii rekolekcji głoszonych przez zaproszonego kapłana ks. Lis został "przyłapany" na tym, jak w swoim pokoju leży krzyżem. - Wyciągam to na światło dzienne, byśmy mieli świadomość, że to był kapłan modlitwy.
Jej owoce widać m.in. w licznych powołaniach do służby Bożej. - Do roku 1998 z tej parafii wyszło 18 księży, diecezjalnych i zakonnych, oraz 12 sióstr zakonnych - wylicza ks. Sowiźrał. - My, wikariusze, widzieliśmy w nim wzór, jak z brewiarzem trzeba żyć na co dzień, jak brewiarza nie można wypuszczać z ręki, bo ktoś na tę modlitwę czeka. Ksiądz prałat miał wypracowaną linię wertykalną z Panem Bogiem, która się nigdy nie przerywała. Ta linia była opleciona miłością i uśmiechem. On tym żył.
W zachowanie pamięci po ks. Lisie zaangażowany jest m.in. Jan Kondek, paryżanin pochodzący ze Szczecinka. Podczas licznych pobytów w ojczyźnie zauważył, że prócz nagrobka na cmentarzu brak w mieście miejsc, które wspominałyby zasłużonego, a tragicznie zmarłego podczas dbałości o sprawy Kościoła kapłana. - Wydawało mi się to niewystarczające, postanowiłem, że muszę coś z tym zrobić - powiedział o opatrznościowych zdarzeniach, które zaowocowały nadaniem imienia ks. Lisa jednemu z miejskich rond, co miało miejsce przed rokiem, a obecnie zatroskaniem o tablicę pamiątkową o tragicznej śmierci prałata.
Jan Kondek przyznaje, że zawdzięcza ks. Lisowi wiele, m.in. swoją ministranturę w parafii. - Ksiądz Lis był dla mnie wzorem kapłana. Po latach w pełni zrozumiałem, że mieliśmy tutaj wielkiego człowieka. Miał charyzmat łączenia bardzo różnych ludzi, do każdego umiał się zbliżyć - mówi paryżanin. - Z ludźmi rozmawiał o sprawach Polski, o sprawach Szczecinka. Można powiedzieć, że był proboszczem nie tylko tej parafii, ale w ogóle Szczecinka.
Elżbieta i Andrzej Wasągowie zawdzięczają ks. Lisowi swój nietypowy, bo potajemnie wzięty ślub. Za PRL nie mogli sobie pozwolić na oficjalny, bo pan Andrzej był studentem szkoły oficerskiej. Ze wzruszeniem wskazują na drzwi boczne kościoła Mariackiego, przez które przed laty kapłan po cichu wprowadził ich i świadków do pustej, ciemnej, rozświetlonej tylko płomykami świec świątyni. - To była piękna uroczystość, jedyna w swoim rodzaju - mówi pani Elżbieta.
Szczecinecczanka wspomina prałata jako człowieka życzliwego, służącego innym, ubogiego. Jej mąż wspomina trudy ks. Lisa, prześladowanego przez komunistyczne władze - uwięzienie, ale i przykre szykany, jak wybijanie szyb w proboszczowskiej syrence. - Ten kapłan cały czas był do dyspozycji ludzi. Po to była mu potrzebna sprawna syrenka, by do nich docierać - mówi pan Andrzej. - Trzeba świętych kapłanów. To był święty kapłan.
Podczas uroczystości zaprezentowano książkę "Z Gródka Jagiellońskiego przez Okonek do Szczecinka", poświęconą prałatowi, parafianie mieli okazję ją kupić i uzyskać autograf jej autora ks. Targosza.
Uroczystości poświęcone pamięci ks. Lisa, a które wpisały się zarazem w Dni Kultury Chrześcijańskiej, podsumował wieczorny koncert zespołu TRIM w Mariackiej świątyni.