Nowy numer 38/2023 Archiwum

Od jego śmierci diecezja jest inna

W Miastku pochowano ks. dr. Wojciecha Wójtowicza, rektora Koszalińskiego Seminarium Duchownego. Na pogrzeb przybyły tłumy. Wielu dzieli się wspomnieniami o tym niezwykłym człowieku i kapłanie, który był wulkanem energii.

Nie tylko najbliższym znany był z fascynacji Benedyktem XVI. – Napisał o nim pracę magisterską, kiedy jeszcze mało kto z nas kojarzył nazwisko Ratzinger. Po latach pokazało nam już to jego nieprzeciętną świadomość teologiczną – przyznaje ks. Kodzia. Interesującego tematu nie porzucił na studiach w Rzymie. Na Papieskim Uniwersytecie Laterańskim obronił pracę doktorską „Kościół jako communio w eklezjologii Józefa Ratzingera”. – Wydaje mi się jednak, że było to coś więcej niż tylko fascynacja intelektem wielkiego teologa. Zachwycał się też jego postacią, duchowością. Był bardziej synem duchowym niż uczniem Benedykta XVI – mówi ks. Mazur.

Pusty dom?

Zaczepki rektora na seminaryjnym korytarzu były na porządku dziennym. „Jadę do miasta, może ci coś kupić?” – pytał napotkanego kleryka. Innym razem zaskakiwał go poważnym pytaniem z teologii. Nie ukrywał uczuć. – Kiedy jeden z bliskich mu księży przeżywał problemy zdrowotne, ks. Wojciech nie krył łez. Płakał przy nas w kawiarence. Był bezpośredni i uczył mnie tej bezpośredniości – wspomina alumn 3. roku Ksawery Kalicki. W dziedzinie formacji ludzkiej wiele zawdzięcza swemu wychowawcy. – Pamiętam rozmowy z nim, wskazówki, jakich mi udzielał – opowiada.

Pełniący obecnie rektorskie obowiązki ks. dr Jarosław Kwiecień zauważa zmianę w WSD, jaka nastąpiła wraz z odejściem jego gospodarza. – W tych dniach wiele razy spotykaliśmy się na modlitwie, spontanicznie. Nagle każdy wydobywa z serca najpiękniejsze doświadczenia, jakie ma z ks. Wojciechem. I z tego obrazu, który wspólnie malujemy, szukając pociechy, powstaje taki, który nas samych zaskakuje: że aż tyle dobra, aż tak oddane kapłaństwo, aż tak wielki przyjaciel, aż tak poświęcony młodym, którzy do kapłaństwa się przygotowują – powiedział ks. Kwiecień. Jak dodaje, przepiękna jest ta spontaniczność, rodzinność, wspólnotowość kleryków, którzy dziękują Bogu za takiego wychowawcę, jakiego mieli.

– Dziękują, że aż tak mu na nich zależało. A to wszystko, co uczynił, pozostaje dla nich, jak to sami wyrażają, wielką inspiracją, żeby iść dalej, żeby się nie poddać, żeby go zastąpić. Dziękują za świadectwo, że warto być księdzem, i to takim księdzem. I o tym dobru, które się dzieje pośród tej tragedii, warto pamiętać. Ale nie tylko swoich podopiecznych wspierał rektor. Także ich rodziny. – Wiem, że moja mama zwracała się do niego z pewnymi problemami i bardzo jej pomógł – dodaje kl. Ksawery.

Przy stole i na dywanie

Ks. Wójtowicz znany był z tego, że gdy był w gościnie – i z apetytem zasiadał do stołu – nie skupiał się wyłącznie na rozmowach z dorosłymi. Chętnie zagadywał do najmłodszych domowników – szczerze ciekawy, co nastolatek myśli np. o homoseksualizmie – albo, bez przerywania dysputy, siadał z kilkulatkiem na dywanie i układał z nim klocki. Kobiecie, której w pewnym momencie życia ziemia usunęła się spod nóg, okazał prawdziwie ludzkie serce. – Zostałam sama w trudnej sytuacji życiowej. I co dalej? Potrzebowałam rozmowy duchowej. Poprosiłam o nią ks. Wojciecha – wyznaje pani Joanna. – To była rozmowa od serca. Pomógł mi to wszystko zrozumieć i pokazał, że Kościół samej mnie nie zostawi.

Był serdecznym towarzyszem, nawet jeżeli to były sporadyczne towarzyskie spotkania przy kawie czy wspólny spacer nad morzem. – Byliśmy z żoną zdziwieni jego spontanicznym błogosławieństwem przy pożegnaniu i braterskim uściskiem – wspomina Igor Jankowski z Gdyni. – Dawał w ten sposób naturalną lekcję pokory i pobożności. Z drugiej strony dał się poznać jako nowoczesny i ciekawy człowiek, z którym można porozmawiać na wszystkie tematy. – Uczył nas radosnego przeżywania wiary. Błogosławił nasze małżeństwa i nasze dzieci. Stworzył wielką rodzinę Duszpasterstwa Akademickiego, o której nie zapominał także wtedy, gdy był już rektorem seminarium – opowiada Katarzyna Borowicz, jedna z licznych wychowanek z DA.

Wiara dziecka

Ojciec Antonello Cadeddu, włoski charyzmatyk, podczas uroczystości jubileuszowych ochrzcił szybkiego duszpasterza przydomkiem „Vulcano”. – Nie wiem, kiedy on spał. Pracował za dziesięciu – przyznaje ks. dr Radosław Suchorab, moderator roku propedeutycznego – oczka w głowie rektora Wójtowicza, w którym widział nadzieję dla powołań do kapłaństwa. Nie bał się mówić o kryzysie dotykającym Kościół, ale dostrzegał w nim logikę obumierającego ziarna. Swoje obawy zawierzał miłosierdziu Bożemu. – O 15.00 nikt do niego nawet nie dzwonił, bo i tak wiadomo było, że odmawia koronkę. O Apostołce Miłosierdzia nie mówił inaczej niż „moja Faustynka”. Często cytował „Dzienniczek” – wspomina ks. Suchorab i w zamyśleniu dodaje: – Kiedyś powiedziano o papieżu Benedykcie, że ma umysł 12 teologów i wiarę dziecka pierwszokomunijnego. Ja mam takie doświadczenie Wojtka.•

« 1 2 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Zapisane na później

Pobieranie listy

Quantcast