Amerykańscy naukowcy z renomowanego uniwersytetu potwierdzili zakażenie nowym koronawirusem przez internet. Okazało się jednak, że chodzi o innego wirusa.
Oczywiście to żart z gatunku science fiction, choć nie do końca. W wymiarze informacyjnym to, co dzieje się wokół tego, jednak ważnego społecznie problemu, przypomina szybko rozprzestrzeniającą się epidemię. Siedząc przed ekranem, wszystko jedno jakiego urządzenia, można zostać zainfekowanym choćby fake newsem, czyli inaczej koronanewsem, którego objawem jest np. nieuzasadniony lęk, popychający do działań irracjonalnych – jak choćby masowego wykupowania maseczek chirurgicznych. Taki koronanews rozprzestrzenia się bardzo szybko, szczególnie jeśli jest jakąś sensacyjną plotką. Wystarczy kichnąć, tzn. kliknąć, i udostępnić coś na portalu społecznościowym. Wtedy zaczyna się wielkie "kichanie" i koronanews pojawia się po prostu wszędzie. A psik!
Dochodzi coś jeszcze. Momentami odnoszę wrażenie, że w przestrzeni medialnej odbywa się swego rodzaju wyścig, kto najszybciej poinformuje o pierwszym przypadku koronawirusa w Polsce. Wyobrażam sobie, co będzie się działo w miejscu, gdzie takie zakażenie zostanie stwierdzone. Przed szpitalem ustawią się wozy transmisyjne, nad nim pojawią się drony, a w studiach eksperci. Prawdopodobnie nie zawiodą też politycy. Będzie można organizować konkursy polegające na wyciszaniu dźwięku w odbiorniku i zgadywaniu, co dany polityk mówi.
Koszalin miał szansę zostać zwycięzcą w tym wyścigu i na stałe wejść do annałów historii. Już prawie mieliśmy wirusa. Niestety, była to tylko grypa typu A.
Uwaga, nie oznacza to, że problem z wirusem jest błahy i można go lekceważyć. Nie przekonują mnie komentarze szydzące z ludzkiego lęku, choć zdrowy rozsądek jest zawsze w cenie. Nie dziwią mnie jednak reakcje rodziców, którzy boją się o swoje dzieci, a także po prostu zwykłych ludzi, którzy nie chcą zostać zarażeni. Nie jesteśmy w stanie do końca prawidłowo ocenić zagrożenia. Sam ostatnio przekonałem się na własnej skórze, jak to działa. Gdy dowiedziałem się, że pewna osoba kilka dni temu wróciła z północnych Włoch, źle się czuje i ma gorączkę, zastanawiałem się nad koniecznością spotkania się z nią.
Chodzi mi bardziej o wymiar medialny, informacyjny problemu z koronawirusem, który wykracza daleko poza samego koronawirusa. Dzisiaj po prostu wszystko staje się newsem, którego celem jest przyciągnięcie odbiorców. Problem ma też szerszy wymiar. Jeśli chodzi o komunikację społeczną, żyjemy w czasach pandemicznych. Dzięki środkom, jakie mamy do dyspozycji na wyciągnięcie ręki, dowolna treść, w tym także niestety bzdura, czyli swego rodzaju koronanews, bardzo szybko rozprzestrzenia się w wymiarze globalnym. Każdy może dzisiaj być "dziennikarzem", a dokładnie mówiąc - publikatorem treści. Dowolnych treści. Dawniej niektóre bzdury nie miały szansy na osiągnięcie takich zasięgów. Pozostawały w głowach ich twórców albo co najwyżej pomiędzy uczestnikami takiego czy innego spotkania znajomych. Dzisiaj, takie spotkanie niejednokrotnie staje się światowym szczytem na tematy wszelkie.
Przez to, niestety, światowa sieć coraz bardziej zaczyna przypominać nie wielką bibliotekę, tylko wielki kubeł na śmieci. Dlatego przeszukiwanie stron www niedługo nie będzie już przypominało buszowania między półkami, tylko raczej grzebanie w kuble w duchu "zero waste".
Przydałaby się maseczka. Chociaż podobno nie pomaga... również na koronanewsa. Uwaga na kichanie!