O tym, jak pracuje się w kraju, w którym toczy się wojna opowiadała w Pile salezjanka s. Anna Zainchkovska.
Salezjanka, która urodziła się w Odessie nie potrzebuje tłumacza. Po polsku mówi doskonale. Nauczyła się w… kościele.
– Dziadkowie pochodzili z polskich Kresów, ale kiedy rodzina przeniosła się do Odessy, ojczystą mowę zastąpił rosyjski. Mówiło się tylko po rosyjsku. Inaczej było niebezpiecznie – opowiada.
W mieście działała katolicka parafia z jedynym katolickim kapłanem, ks. Tadeuszem Hoppe, salezjaninem. – Wszystko było po polsku: kazania, modlitwy, rozmowy. Żeby dzieci i młodzież nie rozumiały i nie przychodziły do kościoła. Ale dzięki temu świątynia była miejscem, w którym Kresowiakom udało się ocalić polskość i katolickość – tłumaczy s. Anna.
Salezjanka pracuje dzisiaj w Hajsynie w obwodzie winnickim. W 20-tysięcznym miasteczku rzymskich katolików jest 80.
– Stawiamy na dzieci i młodzież. W dorosłych lata komunizmu zniszczyły wiarę, obecne czasy też nie są najłatwiejsze. O wojnie na Ukrainie mniej się mówi, ale ona wciąż się toczy. U nas odczuwamy jej skutki głównie w wymiarze ekonomicznym. I kiedy przychodzą wiadomości o poległych żołnierzach – tłumaczy s. Anna. – Ludzie mają w głowach sprawy materialne, zabezpieczenie bytu rodziny, znalezienie pracy. Sprawy duchowe schodzą na daleki plan – dodaje.
Trzy salezjanki do Hajsyna zaprosił ks. Jurij Małecki, któremu marzy się stworzenie przedszkola oraz centrum młodzieżowego. Na razie działa oratorium.
– Mamy około 20 dzieci pod opieką, które u nas odrabiają lekcje, bawią się, dostają obiad. nadrabiają szkolne zaległości. Wiele z nich jest w rozbitych rodzinach, niektórzy mieszkają z dziadkami. Ekonomicznie jest bardzo ciężko, ludzi niszczy też wszechobecny alkohol. A dorastając w takich środowiskach, dzieci powielają błędy dorosłych – opowiada s. Anna.
Przez dzieci udaje się powoli docierać do ich rodziców. – Zaczynają nam ufać, widząc, że nikogo nie zmuszamy, na siłę nie chrzcimy. Po ubiegłorocznych koloniach trójka nastolatków poprosiła o przygotowanie do sakramentu pokuty i pojednania oraz do I Komunii Św. Systematycznie chodzą na katechezy. Od niedawna na Msze św. zaczęła przychodzić mama jednego z nich – ciszy się salezjanka.
Siostry nie mają żadnego zabezpieczenia finansowego, brakuje nie tylko na wyposażenie domu, ale nawet na codzienne sprawy. – Szukamy darczyńców i sponsorów. Jestem bardzo wdzięczna wiernym z pilskich parafii Miłosierdzia Bożego i św. Jana Bosko, w których mogłam opowiedzieć o naszych dzieciach. Naszym marzeniem jest dać im coś innego, niż widzą w swoim środowisku, w którym często są spisani na straty. Dzięki wam możemy to robić – dodaje s. Anna.