Wyprowadził nas Pan Bóg w tym roku na wielkopostną pustynię dalej niż kiedykolwiek. Dziwny ten Wielki Post. Bez rekolekcji pierwszej i ostatniej szansy, bez gorączkowych przygotowań do Triduum Paschalnego, bez zbiórek i akcji. Cichy taki. I taki… nawracający.
Ze swojej jedynej pielgrzymki do Ziemi Świętej najbardziej zapamiętałam pustynię. Nic się na niej nie działo. Nie zachwycały przepychem kościoły przypieczętowujące murami kolejne wydarzenia z Ewangelii, nie rozpraszał gwar i rozmaitość orientalnych dewocjonaliów, nie urzekały zapachy i kolory.
Szukając śladów, wywołujących mrowienie ulotnych powidoków Mistrza, nie znalazłam ich w odwiedzanych w pośpiechu miejscach. Pełna rozproszeń i achów. Ale właśnie ten jeden punkt napiętego pątniczego programu pomógł zrozumieć więcej, poczuć bardziej, doświadczyć bliżej tej nieuchwytnej bliskości, w poszukiwaniu której wybrałam się na drugi koniec świata. Pustynia nic nie dała i wyjaśniła wiele. Także to, czym jest pragnienie.
Wyprowadził nas Pan Bóg w tym roku na wielkopostną pustynię bardziej niż kiedykolwiek. Dziwny ten Wielki Post. Bez rekolekcji pierwszej i ostatniej szansy, bez gorączkowych przygotowań do Triduum Paschalnego, bez zbiórek i akcji. Cichy taki. I taki... nawracający.
Większość moich znajomych wykazała się rozsądkiem i posłuszeństwem. Nie poszli w niedzielę do kościoła. Od kilkorga z nich słyszałam, że po raz pierwszy w życiu przeżyli aż tak obecność Boga w sercu, choć nie przyjmowali Go ustami, a duchem.
Kilku więcej odkryło, że czas spędzony na lekturze Pisma Świętego nie jest niewygodnym obowiązkiem, a przywilejem. Że Msza nie jest powszednia, dostępna jak chleb czy masło, ale święta. Dla kilku pewnie też stało się oczywiste, że za zasłoną pobożności nie da się schować braku prawdziwej relacji.
Prawdziwe wyzwanie dopiero przed nami. Przedziwne wielkopostne przygotowania mogą zakończyć się jeszcze dziwniejszym świętowaniem. Bez uroczystych celebracji Wielkiego Czwartku, bez wielkopiątkowej adoracji krzyża, bez sobotniego (co gorsza biorąc pod uwagę zwyczajową frekwencję) święcenia koszyczków, bez rozbudowanej liturgii paschalnej i bez procesji rezurekcyjnej.
Już wiadomo, że wszystkie uroczystości Wielkiego Tygodnia pod przewodnictwem papieża Franciszka odbędą się „bez fizycznej obecności wiernych”. Być może, ze względu na niemożność sprostania wymogom sanitarnym, nasze kościoły trzeba będzie w Wielkim Tygodniu zamknąć na kłódkę. To dopiero będą rekolekcje.
Nic odkrywczego: trzeba wyjść na pustynię, żeby zapragnąć. Doświadczyć izolacji, by pragnąć bliskości. Przerazić się brakiem życia, żeby zatęsknić za prawdziwym Życiem.
Ps. Czytam Konstytucję o Liturgii, że jest ona źródłem i szczytem. Czytam też, że życie duchowe nie ogranicza się do udziału w samej tylko liturgii. "(...) Apostoł [Paweł] poucza nas, że mamy zawsze nosić na ciele swoim umartwienie Jezusowe, aby i życie Jezusowe przejawiło się w naszym ciele śmiertelnym. Dlatego w ofierze Mszy św. błagamy Pana, aby »przyjąwszy duchową ofiarę, nas samych uczynił wieczystym darem dla siebie«" (KL 12). Amen.