Znajomy zapytał: "Staram się być posłuszny temu, co mówią lekarze i biskupi, ale po prostu nie potrafię uczestniczyć w Eucharystii online. Czy ja jestem normalny?".
Niektórzy mówią, że "po koronawirusie" świat nie będzie już taki sam. Inni dodają, że taki sam nie będzie także Kościół. Jest w tym na pewno wiele prawdy. Na naszych oczach dokonuje się np. nieco wymuszona i mocno przyśpieszona, ale jednak autentyczna cyfrowa (r)ewolucja. Nie omija ona także Kościoła.
Ta (r)ewolucja ma swoje plusy i jest nam potrzebna, na szczęście jednak nie wszystko się jej podda. Stworzenie wspólnoty w pełnym tego słowa znaczeniu nadal nie będzie możliwe online, ponieważ tą drogą nie jest możliwe pełnowymiarowe spotkanie z drugim człowiekiem. Choćby nie wiem jak bardzo "HD" i "live" był obraz na monitorze, będzie on tylko odzwierciedleniem rzeczywistości. Kościół-WWW nie zastąpi więc Kościoła-Communio, dlatego także udzielanie sakramentów drogą światłowodową nie będzie mogło mieć miejsca.
To, co dzieje się obecnie w Kościele, czyli jego swoista częściowa emigracja do sieci, nie jest alternatywną wersją rzeczywistości. Jest raczej próbą odnalezienia się w sytuacji awaryjnej. Bóg nadal zaprasza nas na prawdziwą ucztę, ale z powodu pewnych poważnych problemów chwilowo musi nam zostać podłączona kroplówka. Kroplówka nie może zastąpić uczty. Jej celem jest pomoc w przeżyciu, kiedy normalne odżywianie nie jest możliwe.
To normalne, że odczuwamy niedosyt, że jest nam źle i niewygodnie z kroplówką. Jedni tego dyskomfortu doświadczają bardziej, inni mniej. Nie chodzi tu nawet o samo odczuwanie, ale o świadomość, że do kroplówki nie warto się przyzwyczajać; że prawdziwie zastawiony stół eucharystyczny czeka i w końcu znów do niego zasiądziemy.
Nie potrafisz "uczestniczyć" w Eucharystii online? To dobrze. Pamiętaj jednak, że dzięki temu możesz przetrwać. Potrafisz "uczestniczyć" w Eucharystii online? Też dobrze. Pamiętaj jednak, że chodzi o coś więcej niż o przetrwanie.