W krótkiej procesji do krzyża mieszkańcy miasta zanosili prośby do Boga, by błogosławił urodzajnymi plonami i zachował świat od głodu.
Zgodnie z wielowiekową tradycją trzy dni poprzedzające uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego obchodzone były w Polsce jako dni krzyżowe. Od dawien dawna procesje udawały się do krzyży stojących w polach, przy których odprawiano nabożeństwa błagalne i stąd ich dawna nazwa. Dziś częściej nazywane są Dniami Modlitw o Urodzaje, choć zwyczaj ten zdaje się w diecezji niemal całkiem zanikł lub nie został przywieziony wraz z osadnikami z innych regionów kraju.
- Tutaj tradycja dni krzyżowych chyba została zapomniana. Wiemy, że w czaplineckiej parafii po wojnie długo była kontynuowana. Nawet do lat 80. ubiegłego wieku. Teraz chcemy ją odrodzić - mówi ks. Mateusz Macinkiewicz SDB z czaplineckiej parafii Trójcy Świętej.
Z jej przywrócenia cieszy się Janina Obuchowska, współpracownica salezjańska. - Pochodzę ze wsi, z pobliskiej Niwki. Wiem dobrze, jak ciężka i jak ważna jest praca na roli. Trzeba, żebyśmy się w tych intencjach modlili - uważa kobieta, jedna z kilkunastu osób, które wzięły udział w dniach krzyżowych.
Od poniedziałku do środy po wieczornej Mszy św. wierni wędrowali w króciutkiej procesji między jednym i drugim kościołem umiejscowionymi w środku miasta. Przy krzyżu śpiewali suplikację i odmawiali dziesiątkę Różańca. Prosili o dobre zbiory i modlili się za głodujących.
- To też wyraz naszego zaufania Panu Bogu. Składamy w Jego ręce wszystko, całe nasze życie. Możemy Mu ofiarowywać nie tylko nasze modlitwy, także codzienne sprawy, pracę, opiekę nad rodziną, pomoc bliźniemu, nasze kłopoty i radości. Ale też w zaufaniu wołamy do Niego, by towarzyszył nam w codziennych sprawach, by o nas dbał i się troszczył. On nam zaufał, składając w nasze ręce swoją Miłość, swojego Syna, my w ufności przychodzimy z naszymi prośbami do Niego - dodaje salezjanin.