Ostatnio często słychać to zdanie. Z pewnością odnosi się ono do trudności, które przeżywa nasza wspólnota wiary w różnych kontekstach. Trzeba przyznać, że jest w tym wiele prawdy, ale Kościół na rozdrożu, to coś jeszcze...
Jeżdżąc w maju i w czerwcu po diecezji, niekoniecznie głównymi, utartymi szlakami, można też Kościół na rozdrożu zobaczyć z nieco innej strony. Bo właśnie najczęściej przy drogach czy krzyżówkach stoją kapliczki ogrodzone niewielkimi płotkami i ozdobione świeżymi kwiatami, przy których wciąż gromadzą się ludzie.
Na Pomorzu kapliczek jest mniej niż w innych regionach Polski. Wynika to z burzliwej historii tych ziem, które przez ponad 400 lat znajdowały się pod wpływem kultury protestanckiej. Nikt dokładnie nie policzył, ile tego rodzaju obiektów znajduje się na terenie diecezji. Istnieją jedynie dane fragmentaryczne, np. z powiatu wałeckiego czy drawskiego. W ramach projektu realizowanego w 2015 roku przez Biuro Dokumentacji Zabytków w Szczecinie zinwentaryzowano w tych powiatach po 30 kapliczek.
Choć niekiedy nie są to dzieła sztuki, które mogłyby zachwycić wytrawnego krytyka, to jednak jest w nich jakieś niewytłumaczalne piękno, którego na pierwszy rzut oka można nie dostrzec. Nie bez znaczenia są tu zapewne wiosenne kolory i dźwięki otaczającej te miejsca przyrody.
Choć niektórzy ten Kościół na rozdrożu uznają za przestarzały, niedzisiejszy, nienowoczesny, a może nawet i wymierający, to jednak jest on wciąż całkiem liczny, tętniąc majowym i czerwcowym życiem.
Choć wyśpiewywane z książeczek pieśni maryjne prawdopodobnie "nie wygrałyby internetów", skutecznie szturmują niebo, zwracając uwagę samego Pana Boga.
Jak to dobrze, że wciąż istnieje ów Kościół na rozdrożu. Trudno oszacować, ile mu zawdzięczamy. Jedno jest pewne - wszystkim osobom, które kultywują majowo-czerwcową kapliczkową tradycję, należy się ogromny szacunek. Chapeau bas!