Diecezjalny duszpasterz młodzieży na półtora miesiąca zamienił swoje dotychczasowe obowiązki na funkcję kierowcy w koszalińskim szpitalu. - Rozmawiamy, bo wiem, jak wiele dobra w czasie pandemii się wydarzyło, o którym się nie mówi. Jak wielu księży, osób konsekrowanych, członków parafialnych wspólnot robiło i nadal robi rzeczy, które nigdy nie będą znane szerzej - przyznaje ks. Andrzej Zaniewski.
Związane ze społeczną kwarantanną obostrzenia przyniosły różne owoce. Diecezjalnemu duszpasterzowi młodzieży przyniosły... nowe kwalifikacje.
– Kiedy w marcu działalność duszpasterska z młodzieżą została w dużej mierze zamrożona, nie mogłem usiedzieć w domu. Przed świętami uznałem, że przecież nic nie stoi na przeszkodzie, żebym się ruszył i coś zrobił. Pomyślałem o szpitalu w Koszalinie. Z tym miastem i ludźmi tu mieszkającymi jestem związany od 20 lat – tłumaczy ks. Andrzej.
Z biskupim błogosławieństwem i nowo nabytymi uprawnieniami zgłosił się jako wolontariusz do koszalińskiego Szpitala Wojewódzkiego.
– Przydzielono mnie do Działu Transportu i Zaopatrzenia. Dostarczałem wszystko, co w tym czasie było bardzo potrzebne dla szpitala, rozładowywałem, odbierałem to, co wiele firm i osób bezinteresownie przekazywało szpitalowi i jego pracownikom, pomagałem w organizacji izolatorium – wylicza swoje obowiązki. Siadając za kółkiem samochodu, nie przestał być księdzem. – Wiadomość, że ksiądz jeździ transportem bardzo szybko obiegła szpital i wydaje mi się, że dla wielu osób moja obecność nie była obojętna. To były też bardzo piękne i ważne rozmowy, do których może w innych okolicznościach by nie doszło – dodaje.
Z pracy w szpitalu nie robił tajemnicy, ale też nie chciał się tym specjalnie chwalić.
– Nie ma o co robić szumu – wzrusza ramionami i dodaje: - Jesteśmy dla innych ludzi: to robią księża w parafiach, we wspólnotach, w rozmaitej posłudze podejmowanej dla bliźniego. Naszą główną powinnością nie jest jeżdżenie transportem sanitarnym, ale modlitwa i troska duszpasterska o wiernych.
Przez półtora miesiąca po pracy nakładał na siebie prewencyjną kwarantannę. – Żeby nie rozbudzać niepotrzebnego niepokoju u ludzi, którzy wiedzieli, że pracuję w szpitalu. Po pracy wracałem do domu, z nikim się nie spotykałem, ograniczyłem się do kontaktów wirtualnych. To z jednej strony jakieś wyrzeczenie, ale z drugiej – komfort jakiego nie mieli moi koledzy z pracy. Pielęgniarki, lekarze, ratownicy, salowe, pracownicy administracji – wszyscy pewnie po ludzku wracając do domów, boją się o swoich najbliższych, a mimo to, codziennie na nowo idą do pacjentów. Już za to należy im się wielki szacunek. Chcę im serdecznie podziękować za ten czas – mówi ks. Zaniewski.
Podkreśla, że nasza rozmowa to tylko odpowiedź na pytanie, co robi Kościół w czasie pandemii.
– Mówiąc, że wspólnota Kościoła w tym czasie nie pomagała, trzeba mieć w sobie dużo złej woli i zamknięte oczy. Dzieła Caritas i praca wolontariuszy, zbiórka na respiratory Fundacji SMS z Nieba, to, co przez cały czas dla najbardziej potrzebujących robi Dom Miłosierdzia w Koszalinie, hospicja na terenie diecezji i inne placówki, siostry zakonne szyjące maseczki, telefony wsparcia – to tylko przykłady, które są widoczne w mediach. O wielu rzeczach nie wiemy; o pomocy materialnej, ale też o tym, co jest najważniejszą pracą księży: o posłudze duchowej w parafiach, we wspólnotach. To jest zupełnie niewymierna sprawa, a przecież nie pisze się o niej na pierwszych stronach gazet – mówi duszpasterz. – Rozmawiamy o tym, co robiłem ostatnio tylko dlatego, że wiem, jak wiele dobra w czasie pandemii się wydarzyło, o którym się nie mówi. Jak wielu księży, osób konsekrowanych, członków parafialnych wspólnot robiło i nadal robi rzeczy, które nigdy nie będą znane szerzej – dodaje.