Soczysta mięta, delikatne chabry, oszałamiająco pachnąca szałwia. Jedne splecione w mieszczące się na dłoni wianki, inne - w przewiązane wstążeczką bukieciki. Choć oktawa Bożego Ciała zniknęła z kalendarza ponad sześć dekad temu, zwyczaj święcenia wianków na jej koniec przetrwał w sercach wiernych i w niektórych parafiach.
Jedną z nich jest parafia św. Pawła Apostoła w Drawsku Pomorskim. Przez osiem dni, codziennie po wieczornej Mszy św. i odśpiewaniu czerwcowej litanii, parafianie wychodzili z Najświętszym Sakramentem na ulicę przedłużając świętowanie uroczystości Bożego Ciała. – Wprawdzie niedługa to procesja, wokół kościoła, a właściwie nawet pół kościoła, a w tym roku bez udziału dzieci pierwszokomunijnych, ale to tradycja warta zachowania, wyrażająca wiarę parafian – mówi ks. Piotr Jesionowski, proboszcz drawskiej wspólnoty.
Obecnie w kalendarzu liturgicznym nie ma oktawy Bożego Ciała. Papież Pius XII w 1955 r. zadecydował, że zostaną tylko dwie oktawy – Bożego Narodzenia i Wielkanocy. Jednak w wielu parafiach, szczególnie w małych miasteczkach i na wsiach, tradycja ta pozostała. A razem z nią zwyczaj błogosławienia wianków na zakończenie oktawy.
– Zapomniałam o mięcie! – reflektuje się po niewczasie pani Maria oglądając swój wianek. Nic jednak nie szkodzi. Mięta, jaśmin, rozchodnik, macierzanka czy rumianek – lista ziół i kwiatów, które należy wpleść w wianek jest długa. Tak, jak tradycja ich plecenia.
Zwyczaj przetrwał m.in. wśród drawskich parafian. Karolina Pawłowska /Foto Gość– Przychodzę z nimi do kościoła od dzieciństwa. Jak zapomniałam, to siostra zawsze mi przypominała i biegłam na pola, żeby nazbierać ziół. U mnie zawsze plotło się trzy wianuszki – mówi pani Krystyna.
W ostatni dzień oktawy, po procesji i błogosławieństwie eucharystycznym, w kościele pachnącym początkiem lata ksiądz pobłogosławił je, prosząc Boga o opiekę nad przyrodą, obfite plony, ochronę przed zniszczeniem i zatruciem.
Według wierzeń chroniły domostwo przed nieszczęściami, pożarem, uderzeniem pioruna i złymi mocami. Wianki nie tylko chroniły dom i jego mieszkańców przed nieszczęściem, ale także pomagały w powrocie do zdrowia. Z zasuszonych i skruszonych ziół robiono napary, które miały właściwości lecznicze.
– U mnie wisi przy obrazie Matki Bożej, a zeszłoroczny zabieram na działkę, kruszę i rozrzucam na grządkach – dodaje pani Maria.
– W której parafii nie byłem, tam wszędzie był taki zwyczaj. A jeśli nawet trochę zapomniany, to go wprowadzałem na nowo. Ja wyniosłem go z pobożności rodzinnej, z dawnych procesji w oktawie Bożego Ciała. Czasami narzekamy na tradycje wynikające z pobożności ludowej, nie są one konieczne do zbawienia, nie jest to też obowiązek liturgiczny, ale szkoda, żeby one zniknęły – mówi ks. Jesionowski.
– Najlepiej ten obrzęd wyjaśnia modlitwa towarzysząca błogosławieniu wianków. Z jednej strony dziękujemy Bogu za kwiaty, zioła i zboża, z drugiej – prosimy, żeby wszystkie te pierwociny zachował od zniszczenia, od gradu czy ognia – dodaje.