Skąd w Czaplinku tropy wiodące do zakonu templariuszy i podstępnie zamordowanego polskiego króla? Czy swój ślad na Pomorzu pozostawił flamandzki geniusz? I co na suficie pruskiego kościoła robią polscy święci? Podczas wakacyjnych wojaży warto zajrzeć do niewielkiej czaplineckiej świątyni.
Podróż zaczyna się na miejskim rynku, pod pomnikiem rybaka. Alina Karolewicz zjawia się w samo południe. – To pieczęć templariuszy odciśnięta na mieście – mówi, zataczając krąg po centrum miasteczka. – Tak, jak zgodnie z zasadami średniowiecznej urbanistyki, wytyczyli rynek z odchodzącymi od niego uliczkami, tak przez 700 lat nikt tego nie zmienił – dodaje przewodniczka. Żeby znaleźć kolejne ślady, wystarczy zaledwie kilka kroków. Kamienna, przysadzista świątynia nie jest tak imponująca jak stojąca tuż obok neoklasycystyczna siostra. Za to metrykę ma imponującą. – Wystarczy spojrzeć na grubość ścian – podpowiada przewodniczka i zabiera się do opowieści, w której aż roi się od tajemnic.
Są w niej wciąż widoczne ślady templariuszy i historia Przemysła II, zapomnianego polskiego króla, jest wątek z Rubensem, flamandzkim mistrzem pędzla. I zaskakująca obecność wizerunków polskich świętych.
Wśród nich szczególnie intryguje jedna kobieta. – Kto w ogóle słyszał o błogosławionej Jolancie? – uśmiecha się przewodniczka. Siostra św. Kingi, żona Bolesława Pobożnego, pod koniec życia wstąpiła do zakonu, a jako zamożna księżna fundowała klasztory i kościoły. Czy to wystarczy, żeby między takimi niebiańskimi tuzami na suficie kościoła się znaleźć?
– Haczyk tkwi w tym, że Jolanta była... stryjenką Przemysła II. To ona go wychowała – podpowiada pani Alina, wracając do historii podstępnie zabitego króla, pierwszego władcy po rozbiciu dzielnicowym, którego krótkie panowanie niemal zupełnie zaginęło w mrokach dziejów.
– Te wszystkie malowidła pojawiły się pod koniec XIX w., sto lat po ostatnim rozbiorze. Tu dookoła są Niemcy, a miasteczko nazywa się Tempelburg. Zdecydowaną większość stanowią protestanci. Ale jest i ta grupa katolików. Odnalezione niedawno na strychu tego kościoła XIX-wieczne dokumenty mówią, że to byli w większości Polacy. Jedni osiadli z dziada, pradziada, mieszkający tu od zawsze, niezależnie od zmieniającej się władzy. Inni – i tych była większość – to robotnicy, którzy przybyli w poszukiwaniu pracy. Te elementy polskie musiały być dla nich niezmiernie ważne. Tak jak obecność kapłana, który posługiwał się językiem polskim – opowiada Alina Karolewicz.
Odpowiedzi na wiele pytań można usłyszeć podczas bezpłatnych spacerów z przewodnikiem, które organizuje miasto Czaplinek. Odbywają się one od poniedziałku do piątku, od południa do godz. 15 o każdej pełnej godzinie, spod pomnika rybaka na czaplineckim rynku.
Więcej o tajemnicach czaplineckiego kościoła w numerze 34 "Gościa Koszalińsko-Kołobrzeskiego".