Uroczystości pogrzebowe ks. prałata Leszka Wodza odbyły się w Kołobrzegu i Lipce. Został zapamiętany jako człowiek oddany Kościołowi diecezjalnemu.
Rankiem 5 września w szpitalu w Koszalinie po ciężkiej chorobie zmarł ks. prałat Leszek Wódz, wieloletni kanclerz Kurii Biskupiej w Koszalinie. Uroczystości pogrzebowe odbyły się w Kołobrzegu i Lipce. 8 września bp Edward Dajczak przewodniczył Mszy św. przy trumnie z ciałem zmarłego w kościele rektoralnym w Kołobrzegu. Dziś bp Krzysztof Włodarczyk przewodniczył Eucharystii w kościele pw. św. Katarzyny w Lipce koło Złotowa (rodzinnej miejscowości zmarłego) oraz ceremonii na cmentarzu.
W homilii, którą wygłosił ks. Jerzy Lubiński, emerytowany proboszcz z Ustronia Morskiego, spowiednik i przyjaciel śp. ks. Wodza, dało się słyszeć wzruszenie. Kaznodzieja podkreślił rolę domu rodzinnego w życiu zasłużonego kapłana, a dorastał on w licznej rodzinie, wśród ośmiorga rodzeństwa. - Dom był dla niego jak seminarium, w którym kształtowało się jego serce, życie oraz miłość do ludzi i do Boga - powiedział.
To tam dziesięcioletni Leszek podjął decyzję, by wstąpić do ministrantów, a po latach, także dzięki świadectwu swojego proboszcza, do seminarium duchownego. "Zacząłem marzyć o kapłaństwie – kaznodzieja cytował spisane wspomnienia ks. Wodza. – Ja pragnę z całej duszy zostać kapłanem, pragnę pracować dla dobra Kościoła i Maryi".
Ks. Jerzy Lubiński ukazał mniej znaną – delikatną – stronę osobowości ks. Wodza, ocenianego jako człowiek surowy i chłodny w kontaktach. Pokazał także ciemną stronę kapłańskiej starości, w której daje się we znaki dojmująca samotność. - Bywało że żalił się, że cały świat wokół niego wydaje się jakby wymarły, że nikt nie zapuka, że został głuchy telefon - opowiadał kaznodzieja.
Całkowite poddanie się Bożej Opatrzności znamionowało życie byłego kanclerza kurii, także ostatnie miesiące przeżyte pod znakiem choroby nowotworowej. To dlatego nie godził się, by załatwić mu lepsze warunki leczenia, a przyjacielowi odpowiadał: "Niczego nie załatwiaj. Od młodości zgadzałem się na wolę Bożą. Bóg mnie prowadził przez całe życie i doprowadzi mnie do końca".
Na zakończenie Mszy św. swoje spotkania z ks. Wodzem jako kanclerzem kurii wspomniał bp Włodarczyk. Pierwszym z nich była jego rozmowa kwalifikacyjna do WSD. – Potem nasz kontakt był bliższy, szczególnie, kiedy pracowałem w duszpasterstwie rodzin. Pamiętam, że na pierwszy rzut oka ksiądz kanclerz wydawał mi się bardzo surowy, nawet niedostępny, ale znalazłem sposób, jak przedrzeć się do jego serca, które okazało się bardzo miękkie, jak gąbeczka, czułe i otwarte - podkreślał.
Uroczystości pogrzebowe zakończyły się na cmentarzu w Lipce.