W ramach obchodów Dnia Sybiraka w Kołobrzegu zabrzmiało epitafium rockowe oparte na poezji zesłańców na Sybir.
Koncert pt. „Noc narasta od wschodu" w wykonaniu Norberta „Smoły” Smolińskiego, lidera zespołu Contra Mundum, zabrzmiał 16 września w Regionalnym Centrum Kultury w Kołobrzegu. Poezja Beaty Obertyńskiej, Zdzisława Broncla i Anny Rudawcowej skłoniła artystę do skomponowania muzyki, która stałaby się tłem dla przejmujących obrazów tułaczki i wygnania Polaków przez władze radzieckie w lutym i kwietniu 1940 roku.
– Zależało mi, żeby muzyka opowiedziała tamten świat: mroczny, wietrzny. W rytmice słychać nieustanny turkot kół pociągu – "Smoła" wyjaśnia arkana kompozycji. – Słychać sowieckie rozkazy na stacji, szczekające psy, płynące rzeki i mroźny buran wiejący między utworami. Słychać otwierające się cele i wrony, które kraczą nad tym wszystkim. Ten utwór to taki film "na uszach".
Epicką opowieść dopełniły obrazy niegościnnych krajobrazów ZSRR, zdjęcia polskich rodzin i bohaterów narodowych, a uzupełniła je narracja Haliny Łabonarskiej, która opowiedziała realia Golgoty Wschodu, bazując na fragmentach pamiętników Beaty Obertyńskiej.
Inicjatorem koncertu, zorganizowanego przy wsparciu Urzędu Miasta, jest stowarzyszenie Katolicka Inicjatywa Kulturalna. – Zależy nam, żeby takie historyczne rocznice zaznaczone były także w kulturze Kołobrzegu – powiedział Jacek Pechman z KIK. – Pamięć o Golgocie Wschodu należy do naszej tożsamości narodowej, której nie wolno nam zapomnieć. To jest zarazem świadectwo głębokiej wiary wysiedlonych Polaków, których, jak wynika z ich świadectw, przy życiu i przy nadziei, że wrócą do Polski, trzymała właśnie wiara w Boga i miłość do ojczyzny.
Na widowni zasiedli członkowie Związku Sybiraków. Jego prezes, Wanda Przybylska, silniej zapamiętała moment wywózki do Kazachstanu, który przeżyła jako czterolatka niż powrót z zesłania po sześciu latach. Tę dramatyczną drogę przebyła z bratem i mamą. – W wagonie, którym jechaliśmy, były głównie kobiety, bo przecież to były rodziny żołnierzy zamordowanych w Katyniu – mówi także o własnym ojcu, rozkazem katyńskim zamordowanym w Bykowni na Ukrainie. – Na peronie zdążyliśmy jeszcze zobaczyć przez okno dziadka, który niósł nam mleko w kance. Enkawudzista nie puścił go do nas, kopnął kankę, mleko rozlało się. To było nasze ostatnie spotkanie. Tak straciłam i ojca i dziadka. Dalsze 6 lat i 3 miesiące to była walka o przeżycie – mówi pani Wanda.
Więcej w najnowszym papierowym wydaniu "Gościa Koszalińsko-Kołobrzeskiego" nr 39.