Prawie 190 uczestników - dzieci, młodzież i dorośli - zameldowało się na starcie III Pomorskiego Biegu Przełajowego, któremu w tym roku patronował Aleksander Krzyżanowski ps. Wilk.
Najmłodsi uczestnicy nazwisko komendanta Okręgu Wileńskiego Armii Krajowej usłyszało po raz pierwszy. Starszym być może wcześniej obiło się o uszy. Ale to na pewno nie ostatnie spotkanie z bohaterem. Pamiątkowe medale, które otrzymali na mecie, będą przypominać i zapraszać do poznawania historii.
- Myślę, że właśnie ta idea, żeby co roku patronem biegu był inny bohater, żebyśmy przywoływali z pamięci kolejne, może już nieco zapomniane nazwisko, bardzo spodobała się uczestnikom. Dzięki temu młode pokolenie ma szansę przynajmniej usłyszeć o ludziach, którzy poświęcali swoje życie dla ojczyzny - mówi Mariusz Birosz, prezes czarneńskiego Stowarzyszenia "Brygada Inki", które razem z Nadleśnictwem Czarne Człuchowskie zorganizowało bieg. - Dzieci na mecie otrzymują unikatowe medale z wizerunkiem patrona biegu. Same szukają informacji albo z pomocą rodziców czy dziadków, którym chwalą się otrzymaną pamiątką. W ten sposób krąg osób, do których dociera nazwisko bohatera, się poszerza.
Jak podkreśla, bieg to hołd dla bohaterów walczących na Kresach Wschodnich, skąd pochodzi wielu dzisiejszych mieszkańców Pomorza.
- Wielu z nas ma kresowe korzenie, stamtąd przyjechali nasi rodzice i dziadkowie. Dlatego chcemy choć w ten sposób przypominać o naszej przeszłości i oddawać hołd tym, którzy tam nierzadko zostawili swoje życie - dodaje czarneński działacz.
Na trasę biegu wyruszyli dzieci, młodzież i dorośli. Karolina Pawłowska /Foto GośćDla organizatorów równie ważne jest to, by młodzi mieli okazję spotkać się ze świadkami historii, żołnierzami walczącymi o wolność i niepodległość Polski. Co roku przynajmniej kilku z nich oklaskuje biegaczy i wręcza im medale. To także sami kombatanci dokonują wyboru patrona biegu.
Kandydaturę Aleksandra Krzyżanowskiego, który jako komendant Okręgu Wileńskiego AK dowodził operacją "Ostra Brama", więźnia stalinowskiego, pośmiertnie awansowanego do stopnia generała brygady, zaproponował ppor. Włodzimierz Mikuć.
- Służyłem pod jego rozkazami. Kilka razy go widziałem, a raz nawet uścisnął mi dłoń. To było w marcu 1944 r., gdy wręczał mi Krzyż Walecznych - mówi wzruszony, pokazując na dowód jedną z baretek przypiętych do piersi.
- Był doskonałym człowiekiem. Jeżeli wyznaczał zadania bojowe, przypominał: jak najmniej strat. Każdą akcję oceniał pod kątem, ilu poległo. Im mniej, tym lepsza akcja. Doskonały oficer, sprawiedliwy, uczciwy - wspomina były żołnierz 1 Wileńskiej Brygady Armii Krajowej i cieszy się, że z roku na rok czarneński bieg cieszy się popularnością wśród młodych.
- Ja byłem niewiele starszy od nich, gdy zacząłem nosić karabin. Miałem 16 lat, gdy zagrożony aresztem trafiłem do Armii Krajowej. Skończyłem zaś 2 lata później, aresztowany przez NKWD. 5 miesięcy przesiedziałem na Łubiance w pojedynce jako świadek w pokazowym procesie szesnastu, a potem w łagrach spędziłem 11 lat - opowiada ppor. Mikuć. - Te nazwiska nie mogą zginąć, dlatego tu jesteśmy, dlatego ile mamy siły, jeszcze opowiadamy.
Każdy z czarneńskich biegów przywołuje także i upamiętnia ważne wydarzenie historyczne. - W tym roku bezdyskusyjnie zdecydowaliśmy, że to rocznica Cudu nad Wisłą. Młode, odradzające się państwo pokonało potęgę, jaką była Rosja. Nie bójmy się mówić o tym, że dokonało się to z pomocą Matki Bożej i przywołujmy o tym pamięć - podkreśla M. Birosz.
Czarneński bieg rozegrany został na dwóch dystansach - 1 km dla uczniów szkół podstawowych oraz