Tego typu określenia w powiązaniu z duchowością niektórych rażą. Nie są one jednak nowe i także nie od dziś stają się podatne na wypaczenia.
W Pile powstaje właśnie grupa Wojowników Maryi. Od lat w diecezji działają Rycerze św. Jana Pawła II oraz Rycerze Kolumba, czy Mali Rycerze Miłosiernego Serca Jezusowego. W Polsce działają także Plutony Różańcowe, czy też Legion Maryi i oczywiście Rycerstwo Niepokalanej.
Tego typu określenia w powiązaniu z duchowością niektórych rażą. Nie są one jednak nowe i niosą ze sobą głęboką treść, która może być bardzo przydatna w rozwoju duchowym. Prawdą jest jednak i to, że są one podatne na wypaczenia.
Zacznijmy od wojowników i rycerzy. Aspekt walki jest obecny w duchowości właściwie od zawsze. Warto w tym kontekście przywołać miecz, jedno z narzędzi walki, jako pewien symbol tego typu podejścia.
Z jednej strony, Pan Jezus mówi w Ewangelii: "Nie przyszedłem przynieść pokoju, ale miecz" (Mt 10,34). Z drugiej strony, gdy podczas pojmania Jezusa, Piotr dobywa miecza i odcina jednemu z żołnierzy ucho, Jezus gani go za to (Mt 26,47-56).
To doskonale pokazuje, o jaką walkę tu chodzi. Bóg nie wzywa do stosowania przemocy w Jego imię - nieważne, czy będzie to przemoc psychiczna, słowna, czy fizyczna. Walka o prawdę nigdy nie może przyjąć formy miażdżenia, wywyższania się, czy pełnego pogardy okazywania wyższości, nawet tylko w myślach, czy w przekonaniach. Zaciśnięta pięść owinięta różańcem zawsze będzie kłóciła się z przesłaniem prawdziwie ewangelicznym.
Walka, o którą chodzi, jest przede wszystkim walką wewnętrzną ze swoimi słabościami, wadami, grzechami. W wymiarze społecznym jest to pewna nieustępliwość, bezkompromisowość, jednoznaczność w tym, co się głosi, ale jednak połączona z gotowością do męczeństwa, a nie z chęcią odniesienia triumfu za wszelką cenę. Będzie to zawsze walka "o", a nie "z".
Innym rodzajem niebezpieczeństwa kryjącego się za terminologią o charakterze militarnym, jest także podejście obronne, które polega na okopywaniu się. Taki wojownik żyje w ciągłym poczuciu bycia osaczonym i atakowanym. Żyje w czarno-białej rzeczywistości, która każe mu wszędzie dostrzegać zagrożenie. On oczywiście jest po dobrej stronie mocy i musi sprostać potężnym atakom sił zła.
Takie podejście odbiera ewangeliczną radość bycia dzieckiem Bożym, które pozostaje pod opieką dobrego i miłosiernego Ojca. Człowiek oblężony żyje w ciągłym strachu i duchowo "nie wysypia się" - jakby ciągle stał na warcie i rozglądał się, czy wróg nie nadchodzi.
Do tego takie podejście prowadzi prędzej czy później do zamykania się w twierdzach, czyli gettach, razem z tymi, którzy myślą podobnie i mają podobne pomysły na walkę.
Rzeczywiście, Pan Bóg nie potrzebuje naszej obrony przed światem. Bardziej chodzi o to, żeby obronić Go w sobie.
A zatem, na ramię broń!