Pilski portal opublikował na portalu społecznościowym informację o powstaniu w mieście nowej, męskiej grupy modlitewnej. No i się zaczęło.
Różańcowe świry”, „Cudownie. Taka radykalna bojówka imbecyli. Maryja to się w Niebie przewraca ze śmiechu”, „Różaniec służy do modlitwy, a nie walki!”, „Trochę zaczyna to pod sektę podchodzić”.
To tylko niektóre (i przyznaję, bardziej cenzuralne) komentarze, które pojawiły się pod informacją redakcji Asta24.
Informacja o tym, że modlący się na ulicach Piły od kilku miesięcy mężczyźni (Męski Różaniec) chcą się sformalizować i stworzą grupę Wojowników Maryi wywołała falę reakcji racjonalistów zaniepokojonych stanem umysłowym męskiej populacji pilan, profetów wieszczących powrót do średniowiecza i zwykłych prześmiewców.
Wszyscy oni poczuli przemożną chęć wyrażenia swojej opinii (negatywnej rzecz jasna), nie zmąconej bliższą znajomością tematu, ani nawet chęcią poznania tego, co komentują, choćby pobieżnie.
Skąd militarna nomenklatura w kościelnych organizacjach zgrabnie wyjaśnia redakcyjny kolega ks. Wojciech Parfianowicz.
Hejt internetowy - temat rzeka. Nie jestem też psychologiem i nie aspiruję do znawcy męskiej psychiki, więc się mądrzyć nie będę. Ale obserwując od kilkunastu lat parafialną aktywność w diecezji, dostrzegam, że jest jakoś tak, iż panom jednak bliżej do bycia żołnierzem w plutonie Maryi niż różą różańcową, w której to metaforze prędzej odnajdą się kobiety. Wystarczy zmienić nazwę grupy i już jakby chłopa więcej sięga po duchowy oręż - różaniec.
Dodajmy - bo to chyba dla niektórych nieoczywiste wcale - sięga nie po to, żeby młócić niewiernych paciorkami, ale żeby się modlić. Za siebie, za innych facetów, za swoje rodziny, za sąsiadów. Także za tych z takim entuzjazmem hejtujących ich poczynania. Z niechętnej niewiedzy, z nieuzasadnionej obawy, z nieuświadomionej agresji.
I jak to zwykle bywa i tym razem komentarze więcej powiedziały o komentujących niż o komentowanych.