Zawsze był blisko młodych. Prowokował ich do stawiania ważnych pytań i szukania odpowiedzi. Często ciętym językiem, bywało ciężkim dowcipem i - zawsze - miłością. Dzisiaj oni pożegnali przyjaciela i duszpasterza, który przegrał walkę z COVID-19.
Na obrazku są m.in. ulubiony napój, miejscowy przysmak, oazowa foska i jego Pismo Święte w futrzanej okładce. I logo zaprojektowane dla oazy: "Bóg włącza życie". No i hot-dogi.
- To atrybuty brata Sebastiana. A na drugiej stronie są teksty, które do nas zawsze mówił - oazowiczka Małgosia Podgórska objaśnia pamiątkowy obrazek, jaki przygotowali na ziemskie pożegnanie swojego duszpasterza.
Brat Sebastian odszedł za wcześnie. Przez ostatnie tygodnie zmagał się z powikłaniami po zakażeniu wirusem SARS-CoV-2. Za dwa tygodnie skończyłby 43 lata.
- Każda rozmowa telefoniczna zaczynała się od: "Ślicznie dziś wyglądasz". Pytał często: "Jaki jest twój Pan Bóg?". Zadawał nam ważne pytania. Wiedział, gdzie szpilę wsadzić, ale robił to... z miłości. Jak wszystko - dodaje Małgosia.
Choć uśmiech nie przychodzi łatwo, śmiejąc się, wspominają jego cięty język i ciężki dowcip. - Nasza znajomość zaczęła się właśnie od ciętej riposty. Gdyby nie to, pewnie nawet nie zwróciłabym na niego uwagi, a tak okazało się, że oboje potrafimy przygadać. To spotkanie zaowocowało duchowo. To brat Sebastian sprawił, że Pan Bóg pojawił się w moim życiu - przyznaje Magda Sobieszak. - Nie był słodki, ale tym nas kupował. Pewnie dlatego, że nigdy nie był obojętny. Obok nikogo nie przeszedł bez zaczepki. Czasem było to coś uszczypliwego, ale dla każdego było to bardzo ważne - dodaje.
Młodzi przyjaciele żegnali br. Sebastiana podczas jednej z kilku Mszy św. dziękczynnych za dar jego życia. Wspominali go w wałeckim kościele św. Antoniego, gdzie przez ostatnie 5 lat posługiwał jako wikary klasztoru i parafii. Był też duszpasterzem oazy oraz Domowego Kościoła.
- Dobrze wiecie, że gdybym tylko spróbował teraz wyliczać zasługi brata Sebastiana, za moimi plecami pojawiłaby się jego noga. I powiedziałby: "Weź się ogarnij! Mów do słowa Bożego!". Zawsze nas prowadził do niego. Wierzył, że jest w nim wszystko, czego potrzeba, by oświetlić problemy i sytuacje, z którymi się spotykamy - przypominał br. Mateusz Włosiński, odsyłając do czytania z dnia: - Chrystus wytyka nam, że nie potrafimy odczytywać znaków. Takim znakiem jest brat Sebastian. Ten, który dotykał twoich ran, problemów, przestrzeni twojego życia, których nie pokazywałeś. Który był, wspierał w trudnych chwilach. Taki człowiek w twoim życiu to znak od Boga - mówił, żegnając współbrata i przyjaciela.
Za dar życia br. Sebastiana dziękowano podczas kilku Mszy św. w kościele św. Antoniego w Wałczu. Karolina Pawłowska /Foto GośćPrzyznając, że nie zna odpowiedzi, dlaczego Bóg powołał br. Sebastiana teraz, zachęcał młodych do nieustannego dziękczynienia. - To nie fenomen brata Sebastiana nas tu dzisiaj gromadzi, chociaż sam bardzo go kochałem; nie jego osobisty urok, czar, wdzięk, wysportowana sylwetka, ale to, że miał w swoim sercu Jezusa Chrystusa. W kaplicy tego domu jest wytarty klęcznik, wysiedziana ławka, powycierana ściana, o którą się opierał, kiedy modlił się za was i prosił o wiarę dla was, także na tę trudną chwilę. Kiedy sam czerpał z relacji z Jezusem Chrystusem. Wiem na pewno, że zawsze był sercem blisko Niego i blisko was, których niesamowicie kochał. Chciał być w każdym wydarzeniu waszego życia. Pamiętać o urodzinach, imieninach, egzaminach. Nie wyobrażam sobie, że nie ma go tu dzisiaj, kiedy dziękujemy Bogu za miłość, którą dał bratu Sebastianowi, żeby mógł cię nią obdarzyć - podkreślał kapucyn.
- To też dla ciebie znak powołania. Żebyś ty był takim Sebą, który kocha innych taką miłością. Który potrafi dać innym tyle ciepła i dobra, że człowiek może poczuć, iż jest przy nim Bóg. Upodobniając się do Chrystusa, nieść drugiemu człowiekowi taką miłość, co ratuje, jak niósł ją nam brat Sebastian - zapraszał młodych.
Ci nie mają wątpliwości, że ich przyjaźń z duszpasterzem trwa. - Był przyjacielem. Nie takim, który głaszcze po głowie, ale przyciśnie, kiedy trzeba. Jestem pewna, że nadal nim jest, tyle że z nieba. A my musimy nieść innym to, czego nas uczył. Nie tylko, jak zwracać się do Boga, ale też do drugiego człowieka - mówią, uśmiechając się do wspomnień.
Jak napisali bracia z Prowincji Krakowskiej, br. Sebastian był kapłanem, bratem mniejszym kapucynem, całym sercem oddanym zakonowi, w którym spędził całe dorosłe życie.
Urodził się 2 listopada 1977 r. w Stalowej Woli. Już jako młody chłopak był zaangażowany w życie stalowowolskiego klasztoru, gdzie służył jako ministrant i redagował gazetkę parafialną. Po wstąpieniu do wspólnoty zakonnej w 1996 r. ujmował innych swoją cierpliwością, pracowitością, zaangażowaniem w to, co robił, oraz talentem organizatorskim. Jeszcze przed święceniami prezbiteratu, które przyjął 24 stycznia 2004 r., dał się poznać jako niezwykle otwarty i pogodny brat, angażując się w duszpasterstwo młodzieży i przygotowując kandydatów do bierzmowania.
"Ten rys brata mniejszego będącego blisko młodych ludzi towarzyszył mu przez całe życie kapłańskie. Począwszy od posługi katechety, którą podejmował z wielką pasją i oddaniem, skończywszy na opiece duchowej nad oazą - jako prowincjalny moderator Ruchu Światło-Życie. Wszędzie, gdzie się pojawiał, zostawiał wrażenie troskliwego, serdecznego i prostego zakonnika-kapłana" - napisali współbracia.
- Bracia zapamiętali go jako dobrego i oddanego wikarego wielu naszych wspólnot, wśród których warto wymienić Piłę, Wałcz oraz Bytom. Zawsze służył swoim przełożonym ogromnym wsparciem i konkretną pomocą. Przez rok posługiwał w Krakowie-Olszanicy jako sekretarz misyjny i prezes Fundacji "Kapucyni i Misje".
Ostatnie 5 lat posługiwał jako wikary klasztoru i parafii św. Antoniego w Wałczu.
Brat Sebastian Majcher OFMCap zmarł 19 października. Jutro spocznie w klasztorze kapucynów w Stalowej Woli.