Pokuszę się o stwierdzenie, że kwestia obrony życia mogłaby nawet stać się punktem spotkania ludzi wierzących i niewierzących. Mogłaby, gdyby nie...
Protesty przed kościołami, które odbyły się 25 października w regionie, miały raczej w miarę łagodny charakter, poza wydarzeniami w koszalińskiej katedrze, gdzie jednak zakłócono przebieg nabożeństwa.
W Szczecinku protestujący stali w pobliżu kościoła Mariackiego, po drugiej stronie ulicy, nie wchodząc na plac kościelny. Krzyczeli, ale nie zakłócili przebiegu Mszy Świętej. Podobnie było w Kołobrzegu w pobliżu bazyliki konkatedralnej.
Prawdę mówiąc, nie bardzo rozumiem, dlaczego protesty odbywają się przed kościołami albo w nich. Przecież nauczanie Kościoła w kwestii aborcji jest znane od lat, a nawet wieków, i orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego - takie czy inne - nie ma i nie będzie miało na nie żadnego wpływu. Poza tym, jak mniemam, żadnego wpływu nie było również w drugą stronę. Tzn. Trybunał Konstytucyjny nie pochylił się nad nauczaniem Kościoła, ani nim się nie kierował w swoim orzeczeniu, tylko zbadał zgodność prawa z ustawą zasadniczą - czyli konstytucją.
Czemu więc mają służyć protesty przed świątyniami? Wywołaniu zmiany nauczania Kościoła, które jest takie samo od niemal 2 tys. lat? Drodzy Protestujący, Kościół naprawdę nie zaczął mówić niczego nowego w tej sprawie.
Protesty przed kościołami są, jak sądzę, próbą sprowadzenia dyskursu o aborcji do wymiaru religijnego tak, jakby była to kwestia światopoglądu - a światopoglądu przecież narzucać nikomu nie wolno - co jest dla mnie oczywiste.
Czy jednak aborcja to kwestia światopoglądu religijnego? Uważam, że jest czymś, co przekracza ten wymiar. Czy prawo do życia nie jest przede wszystkim jednym z podstawowych praw człowieka? Uważam, że nie jesteśmy w tej dyskusji na poziomie christianitas, ale humanitas.
Walka o życie nienarodzonych nie jest katolicką krucjatą. Owszem, dla wierzących Ewangelia ma w tej kwestii ogromne znaczenie, ale nawet bez niej, jest to po prostu kwestia cywilizacyjna - w dodatku jedna z fundamentalnych. Jakiekolwiek arbitralne traktowanie czyjegoś prawa do życia prowadzi niechybnie do ciągłego rozszerzania wachlarza "uzasadnionych przypadków", co prędzej czy później kończy się terrorem - w takiej czy innej formie, który nie dotyczy już tylko nienarodzonych.
Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że kwestia obrony życia mogłaby być punktem spotkania się ludzi wierzących i niewierzących - właśnie na płaszczyźnie poszanowania podstawowym ludzkich praw.
Mogłaby, gdyby nie prymat emocji nad myśleniem, pogardy nad szacunkiem, mówienia nad słuchaniem, osądzania nad rozumieniem - i to po wszystkich stronach tego sporu.
Kwestia życia nienarodzonych to jest bardzo ludzka kwestia. Dlatego bez spotkania się człowieka z człowiekiem, po ludzku, nie pójdziemy ani o krok dalej. Trzeba zacząć od humanitas.