Darłowscy zakonnicy podchwycili ideę foodsharingu. W niemarnowaniu żywności pomoże im chłodziarka, która stanęła przy klasztorze.
W lodówce można zostawić dosłownie wszystko. Warunek jest jeden: produkty muszą być po prostu przydatne do spożycia. Takie, które zjedlibyśmy sami i którymi nakarmilibyśmy swoich bliskich. Do jadłodzielni nie przynosi się jednak surowego mięsa, przetworów z niepasteryzowanego mleka czy surowych jajek. Ojciec Przybysz cieszy się, że na półki lodówki powoli zaczynają trafiać pierwsze produkty. Podkreśla też edukacyjny wymiar całej akcji. – To działa w dwie strony. Dla potrzebujących lodówka to miejsce, gdzie można bez skrępowania i obawy stygmatyzacji skorzystać z tego, czego brakuje na domowym stole. Dla tych, którzy mają nadmiar to lekcja roztropności i docenienia darów Bożych – zauważa franciszkanin.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się