Rzucić wszystko i wyjechać na misje - za tą myślą poszła pilanka Dominika Kłeczek. Jej misją stał się ośrodek dla chłopców w Nairobi.
A gdyby tak wyjechać na wolontariat? Kiedy jechać i na jak długo? Gdzie? Czy na pewno się do tego nadaję? A co z pieniędzmi? Jak zareagują najbliżsi? Takie pytania chodziły po głowie Dominice Kłeczek z Piły, miłośniczce natury, zagorzałej autostopowiczce i podróżniczce. Tym razem podróż okazała się dłuższa, bo blisko roczna, bardziej odległa, bo aż na Czarny Ląd i więcej niż turystyczna – to misja w Don Bosco Boys’ Town i w Bosco Boys Lang’ata w kenijskiej Nairobi.
Zanim rzuciła się w wir pracy, poznawała zwyczaje, rytm afrykańskiego życia, no i język suahili. Dzień rozpoczęty modlitwą i Mszą św. spędzała na spotkaniach z ludźmi i wyjazdach do okolicznych placówek. – Wydawałoby się, że Afryka to inny świat. Ale zwyczajny uśmiech sprawia, że dzień jest pełen miłości do drugiego. Przecież wszyscy chcemy jednego: kochać i być kochani – oceniła już w pierwszych dniach pilanka.
Egzotycznych oczekiwań miała wiele: nakarmić żyrafę, tańczyć na niekończących się liturgiach, grzać się w słońcu. Czy się spełniły? I czego uczy ją roczny wolontariat realizowany 10 tys. kilometrów od domu? O tym wszystkim można przeczytać w najnowszym 1. numerze "Gościa Koszalińsko-Kołobrzeskiego".
Regularne sprawozdania z misji Dominiki Kłeczek dostępne są na blogu Moja Afryka tu i teraz i na Instagramie.
(obraz) |