W Mścicach i Koszalinie odbyły się uroczystości pogrzebowe ks. Włodzimierza Milewskiego.
Zaprzyjaźnieni z ks. Milewskim parafianie Elżbieta i Zenon Frankowscy wspominają zmarłego nagle proboszcza jako człowieka bardzo życzliwego, serdecznego i potrafiącego żartować także z siebie samego. To pani Elżbieta, po interwencji parafianina, który w poniedziałek bezskutecznie próbował się skontaktować z proboszczem, była jedną z osób, które znalazły ciało zmarłego kapłana. Okoliczności i opinia lekarza wskazują, że duszpasterz zmarł we śnie w nocy z niedzieli na poniedziałek. – Jedną z ostatnich Mszy św. odprawił w intencji naszej rodziny, bo tak wyrażał nam wdzięczność za to, że pomagaliśmy w pracach na terenie kościoła – mówi pani Elżbieta. – Ale i my także mogliśmy liczyć na niego, w każdej sytuacji.
Jak dodaje, kapłan służył im radą, pomocą, czasem, własnym samochodem, nawet jeśli wymagało to wyprawy na drugi koniec Polski. Pan Zenon zawdzięcza proboszczowi życie. – To ksiądz proboszcz nalegał, by mój mąż zrobił sobie badania – mówi pani Frankowska. – Nawet nie mieliśmy pojęcia, że takie badania należy zrobić, a on wszystkiego się dowiedział, pomógł znaleźć lekarza. Okazało się, że był to nowotwór złośliwy, ale leczenie podjęte na czas przyniosło skutek. Tylko dzięki niemu mój mąż żyje.
Leszek Lenarcik, emerytowany dyrektor szkoły podstawowej w Mścicach, wspomina śp. ks. Milewskiego jako osobę otwartą i działającą na rzecz współpracy różnych środowisk. Działo się to m.in. przy okazji organizowanych przez szkołę pod patronatem KUL-u konferencji naukowych w ramach Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Gimnazjalnego. – Ks. proboszcz udostępniał nam wówczas kościół, pomagał w nawiązywaniu kontaktów z biskupami, kapłanami z regionu, ale i sam chętnie przychodził na teren szkoły. Nie tylko na poważne uroczystości, ale też na spotkania z rodzicami czy bale. Był wyrozumiały, starał się nas raczej przekonywać, niż nakazywać, co środowisko szkolne doceniało.
Elżbieta i Adam Kryszyłowiczowie cenią proboszcza za to, że potrafił przyznać się przed parafią do błędu. – Tym nas sobie zjednał – przyznają małżonkowie. Pan Adam jako szafarz podkreśla troskę proboszcza o kościół. – Widzieliśmy, jak bardzo księdzu na tym wszystkim zależy, zarówno jeśli chodzi o remonty, jak i sprawy do załatwienia, które zlecał służbie ołtarza. Nie zawsze to było łatwe do przyjęcia, bo ostatecznie wszystkiego sam musiał dopilnować. Ale ludzie to w nim cenili.