W rok po tragicznej śmierci ks. dr. Wojciecha Wójtowicza na jego grobie nie brakuje świeżych kwiatów, nie gasną znicze. Cały czas ktoś mówi „dziękuję”.
Pani Maria ze wzruszeniem przegląda fotografie. – Całe albumy obcych ludzi na zdjęciach! A to małżeństwa, które błogosławił, a to dzieci, które chrzcił. Tylu miał przyjaciół, znajomych, tylu ludziom starał się służyć czy pomóc – uśmiecha się do kolorowych odbitek. – Nikomu nie odmówił pomocy. Nikomu. Pamięta pani tego człowieka, który krzyczał nad grobem: „Kocham cię!”? – pyta i zaraz wyjaśnia epizod, który rok temu zakłócił smutek żałobników: – Wtedy, na pogrzebie, nie wiedzieliśmy, kto to. A to taki tutejszy pijaczyna. Wojtek nieraz mu na chleb dawał, kiedy go spotkał. Wobec nikogo nie przeszedł obojętnie. Taki był zalatany ciągle, ale o wszystkich pamiętał, do wszystkich dzwonił. Woził do lekarza, przywoził leki. On sam się nie przyznawał, nie opowiadał. Dopiero teraz telefonują i odwiedzają mnie ludzie, którzy są Wojtkowi za coś wdzięczni – mówi wzruszona Maria Wójtowiczowa.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.