Działo się to 25 lat temu, w piątek trzeciego tygodnia Wielkiego Postu. 15 marca 1996 roku w warszawskim Centrum Onkologii w wieku 66 lat umierał na raka bp Czesław Domin.
W odezwie do wiernych diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej z 12 listopada 1995 roku biskup pisał: „Przykuty jeszcze do łóżka szpitalnego, ale na najlepszej drodze do wyzdrowienia, zwracam się do was z serdecznymi wyrazami wdzięczności za wasze tak gorliwe modlitwy zanoszone przed tron Boga miłosiernego z prośbą o moje wyzdrowienie. Jestem świadom, że dzięki z serca płynącym modlitwom tak wielu ludzi Pan Bóg zachował mnie przed dalszą chorobą, prowadzącą do straszliwie bolesnej śmierci. Niech wam Bóg w swoim miłosierdziu stokrotnie wynagrodzi za te modlitwy. Niech powrót Waszego biskupa – da Bóg – za kilka tygodni do posługi pasterskiej w diecezji przyczyni się do pomnożenia chwały bł. s. Faustyny oraz do jeszcze większej chwały Najświętszej Maryi Panny, którą czcimy również pw. Uzdrowienia chorych”.
Cztery miesiące później biskup już nie żył. Do diecezji, wbrew ogromnemu pragnieniu, powrócić nie zdołał. Historia sprzed ćwierć wieku może wydawać się nieco odległa. Jednak rzeczywistość covidowa ponownie czyni ją niezwykle aktualną.
Zawsze nie w porę
Choroba zazwyczaj pojawia się nagle, w najmniej odpowiednim momencie. Zawsze coś niweczy, wymusza zmianę planów. Nieważne, czy chodzi o COVID-19, o raka, czy o zwykłe przeziębienie. Nieważne też, czy chodzi o matkę, ojca, biskupa, czy kierowcę ciężarówki. Choroba jest gościem nieproszonym, który przychodzi nie w porę.
„W sierpniu 1995 roku przypadał jubileusz 25-lecia jego sakry biskupiej. Było dużo zagranicznych gości, był wesoły, zadowolony, bardzo gościnny. Nic jeszcze nie wskazywało na aż tak poważną chorobę” – wspominała s. Osmunda Bugla, wieloletnia współpracowniczka biskupa, która opiekowała się nim w czasie choroby i była przy jego śmierci, która nastąpiła zaledwie kilka miesięcy po tej uroczystości.
Biskup Czesław Domin był człowiekiem bardzo aktywnym. Przychodząc do Koszalina w roku 1992, zabrał się do ciężkiej pracy, jakby chciał zdążyć zrobić jak najwięcej, choć przecież nie mógł wiedzieć, że przed nim zaledwie cztery lata.
Szczególnym rysem jego posługi było miłosierdzie, które rozumiał nie tylko jako przebaczenie grzechów, ale także jako działalność charytatywną na rzecz potrzebujących. Był gorliwym czcicielem Bożego Miłosierdzia według objawień udzielonych s. Faustynie. Chciał, aby w każdym kościele w diecezji wisiał obraz namalowany według jej wskazań. Zachęcał do odmawiania koronki. Utworzył w diecezji pięć parafii pw. Bożego Miłosierdzia i jedną pw. s. Faustyny. Zainicjował kilka dzieł miłosierdzia, z których niektóre – jak np. Bursa dla Młodzieży w Szczecinku – działają do dzisiaj. Mógł zrobić o wiele więcej, ponieważ pomysłów miał sporo. Ciągle patrzył w przyszłość i nawet już w poważnym stanie, jak wspomina ks. Wacław Grądalski, żywo interesował się postępami prac przy remontowanym wtedy ośrodku w Podczelu.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się