Przyznaje, że praca w kościołach jest wyjątkowa. Nawet gdy wykonuje drobne naprawy, ma świadomość wpisywania się w łańcuch pokoleń rzemieślników pracujących dla chwały Boga i na pożytek ludzi.
Zaczynamy od tuczyńskiej świątyni. Jak przystało na licencjonowanego przewodnika, Marcin Madajczyk opowiada z detalami o znajdujących się tu skarbach i tajemnicach. O rycerzu bez głowy spoczywającym w krypcie, przestrzelonej srebrnej sukience Matki Bożej, o fundatorach spoglądających z barokowych ołtarzy. – To mój kościół. Tu byłem chrzczony, szedłem do I Komunii Świętej i byłem bierzmowany. Cieszę się, że mogę tu zostawić też swój materialny ślad – przyznaje rzeźbiarz z Tuczna, prowadząc pod kościelne filary, na których umieszczono rzeźby świętych.
Kapsuła czasu
Każda z siedmiu postaci stoi na dębowych, misternie rzeźbionych półeczkach. – Pracując nad nimi, inspirowałem się stylem późnogotyckim. To fascynująca epoka, nie mogę wyjść z zachwytu nad umiejętnościami dawnych mistrzów – opowiada o swojej pracy wykonanej przed dekadą. Z jego półeczkami też wiąże się tajemnica. – Jedna z nich jest kapsułą czasu. Zamknęliśmy w niej zdjęcia, gazety, płytę z nagranym filmem. Jest szansa, że za sto, a może dwieście lat ktoś wspomni i o mnie, tak jak dzisiaj wspominamy nawet o tych anonimowych rzemieślnikach, którzy przyczynili się do upiększenia naszego kościoła – zastanawia się.
Zawieszona przy wyjściu z kościoła pasyjka, krzyż, na którym rozpięta jest niewielka, metalowa figurka Jezusa, to także dzieło Marcina. Wąziutkie, kręte schodki prowadzą na chór, a potem dalej nad kościelne sklepienie i na dzwonnicę, gdzie wiszą trzy tuczyńskie dzwony. – Schody skręcają z lewej strony na prawą, żeby utrudnić atakującym z dołu operowanie mieczem trzymanym w prawej ręce. Natomiast z góry bronić się można było bez problemu – przewodnik wyjaśnia kolejną ciekawostkę dotyczącą tuczyńskiego kościoła. Często przyprowadza tu turystów oczarowanych pięknem świątyni. Martwi się tylko, czy wystarczy jej czasu – zabytkowy obiekt woła o pilne remonty i czułą konserwatorską rękę. Bywa, że Marcin wspina się jeszcze wyżej po chybotliwych drabinach, skąd roztacza się przepiękna panorama miasta. – Tam od święta montuję wielką biało-czerwoną flagę. A na Boże Narodzenie wieża świeci się kolorowymi ozdobami – mówi z dumą.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się