Z uśmiechem przyznają, że pierwszy cud już jest. Piętnastu śpiewających chłopa nieczęsto da się usłyszeć. A kiedy jeszcze tym śpiewem się modlą…
Trema jest, nie da się ukryć. Chociaż panowie dziarsko zapewniają, że ze św. Józefem to mogą nawet śpiewać.
– Znalazłem w internecie męskie wykonanie akatystu do św. Józefa i aż serce mi zadrżało. Jak pięknie byłoby usłyszeć coś takiego w naszym kościele. Ale jak, kiedy to kobiety śpiewają, a mężczyzn niemal nie słychać? Wydawało się niemożliwe, żeby zebrać facetów – opowiada dyrygujący męską grupą Mateusz Lasoń.
To w jego sercu zrodziło się pragnienie, by w wałeckim kościele św. Antoniego rozległ się śpiew Akatystu wychwalającego cieślę z Nazaretu. Jednak panowie podchwycili rzucony nieśmiało pomysł. Większość z nich formuje się w działających w parafii wspólnotach i grupach modlitewnych.
– Gwardian klasztoru ciągle nas do nowego nakręca jak korbą – żartują panowie, nawiązując do nazwiska proboszcza wałeckiej wspólnoty br. Waldemara Korby OFM Cap. Panowie nie ukrywają, że w podchwyceniu wokalnego wyzwania niemałą zasługę mają męskie spotkania, które od niedawna odbywają się w parafii. Patronuje im oczywiście św. Józef, w którym szukają inspiracji dla własnego życia.
– Wyszedłem z domu, w którym tata był na marginesie, to mama była najważniejsza. To też ukształtowało moją życiową postawę. Ta wspólnota daje szansę na odkrywanie przez nas tożsamości mężczyzny – mówi Waldemar Rojek, jeden z trzech gromkich basów w składzie.
Emerytowany nauczyciel ma doświadczenia chóralne na swoim koncie. Dla większości panów to jednak debiut.
– Lubię śpiewać, ale bardziej na imprezach – śmieje się Łukasz Podgórski, zdziwiony i tym, że bierze udział w przedsięwzięciu, i tym, że to męskie śpiewanie po kilku zaledwie próbach coraz lepiej im idzie.
– No to teraz też zaśpiewasz na imieninach… św. Józefa – dodaje mu otuchy dyrygent.
Marcin Bezhubka, żołnierz zawodowy, zapewnia ze śmiechem: – To może dziwne, ale w wojsku śpiewamy dość często.
Blisko mu do św. Józefa, bo uczył się pracy w drewnie. – Ciągle mam w pamięci obraz św. Józefa, który ze strugiem w ręku uczy Jezusa. Kiedy o tym myślałem, zawsze czułem się dowartościowany w zawodzie stolarza – wyznaje.
– A ten obrazek do dzisiaj wisi w moim zakładzie – kiwa głową jego nieco starszy kolega, Jurek Klimaszewski, któremu piękny wystrój zawdzięcza prezbiterium wałeckiego kościoła. Blisko mu do św. Józefa nie tylko dlatego, że takie otrzymał drugie imię. – Mamy mu za co być wdzięczni – dodaje śpiewający basem stolarz.
Do podjęcia wokalnego wyzwania zmotywował panów Mateusz Lasoń. Karolina Pawłowska /Foto GośćPanowie mówią, że już widzą działanie patrona. – Pierwszy cud św. Józefa to to, że jest nas tylu. Liczyłem, że zbierze się nas może czwórka – śmieje się Mateusz, patrząc po piętnastoosobowej grupie. Reszta cudów dzieje się w męskich sercach.
Jacek Laboch prowadzi zakład samochodowy i nieraz przy pracy zdarza mu się podśpiewywać, ale chór to zupełnie nowe wyzwanie, choć – przy wsparciu kolegów – nie wahał się go podjąć.
– Czuję się odpowiedzialny za Kościół, zwłaszcza w trudnym czasie, w którym się znajdujemy. Musimy się angażować. Przychodzimy do kościoła przede wszystkim dla własnego zbawienia, ale także po to, żeby dać świadectwo innym. To nasze śpiewanie, to też świadectwo – tłumaczy.
Uroczyste odśpiewanie Akatystu panowie zaplanowali na 19 marca. Czasu niewiele, więc z zapałem wzięli się do pracy. Każda próba zaczyna się i kończy wezwaniem Bożej pomocy. Bo też i panowie nie planują występu, ale wspólną modlitwę. Chcą w ten sposób oddać cześć św. Józefowi i podziękować Bogu za patrona.
– Poznajemy go coraz lepiej, odnajdujemy jako wzór, szukamy inspiracji dla własnego życia. Chcemy się z nim zaprzyjaźnić – mówi Jacek Kasiński.
– A w tym śpiewaniu odkrywamy go jeszcze lepiej – wtórują mu koledzy.