Na trasę w piątkowy wieczór z koszalińskiej katedry wyruszyło ok. 100 uczestników. Będą szli przez całą noc, aby nad ranem dotrzeć do kościoła pw. Ducha Świętego.
Uczestnicy tegorocznej EDK wyruszyli na trasę po Mszy św. w katedrze o godz. 17. Mieli do dyspozycji dwie pętle. Obie rozpoczynają się w katedrze, a kończą w kościele pw. Ducha Świętego w Koszalinie. Pierwsza, zwana Trasą św. Piotra czy też Trasą Nadmorską, liczy 50 km. Biegnie przez Mścice, Dobiesławiec, Strzeżenice, Mielno, Łazy i koszalińskie os. Jamno. Druga, znana jako Trasa św. Ignacego Loyoli, liczy 45 km i prowadzi raczej z dala od miejscowości duktami leśnymi w kierunku Bonina, Manowa, Wyszeborza, Policka i Góry Chełmskiej.
- Oczywiście mam intencję, ale ta droga jest też dla mnie okazją spotkania się z sobą samym i z Panem Bogiem. Jeśli chodzi o wymiar zewnętrzny tego wydarzenia, mężczyzna potrzebuje też czasami sprawdzenia się, a Ekstremalna Droga Krzyżowa stwarza taką możliwość - mówi ks. Tomasz Wołoszynowski, jeden z uczestników.
Czas wędrówki każdy planuje w nieco inny sposób. Są oczywiście przygotowane rozważania poszczególnych stacji, które niektórzy czytają, a potem rozważają. Do tego można modlić się na wiele różnych sposobów czy wędrować w ciszy. Zasadą tego przedsięwzięcia jest to, że idzie się samemu. EDK nie jest spacerem o charakterze towarzyskim.
- Ja akurat w czasie drogi koncentruję się tylko na rozważaniach stacji. Nie odmawiam Różańca ani koronki. Mam więc sporo ciszy, która pomaga mi głębiej zastanowić się nad sobą. W ciągu tygodnia jestem zaganiany, ciągle muszę o czymś myśleć, coś planować, coś przygotowywać, a tutaj jestem tylko ja i Pan Jezus na drodze krzyżowej - mówi ks. Tomasz.
W Ekstremalnej Drodze Krzyżowej biorą udział różni ludzie. Są wśród nich także osoby, które na co dzień nie mają regularnego kontaktu z Kościołem. - To jest dość charakterystyczne dla tej inicjatywy. Przyciąga ona ludzi, którzy szukają wyzwań i dzięki akurat temu wyzwaniu mogą jakoś spotkać Pana Boga - zauważa ks. Wołoszynowski.
Jego obserwację potwierdza Andrzej Milart, jeden z organizatorów koszalińskiej EDK: - Jest spore grono takich osób. Przypominam sobie nawet konkretny przypadek człowieka, który był na bakier z Panem Bogiem i Kościołem, i kiedy trafił na EDK, zobaczył tych wszystkich ludzi idących i modlących się, wrócił nad ranem do domu, usiadł na łóżku i się rozpłakał. Jak opowiadał, przez ponad 40 lat nie miał możliwości przemyślenia swojego życia tak, jak mógł to zrobić podczas tej wędrówki.
Mężczyzna dzieli się też swoimi motywacjami, które skłoniły go do zaangażowania się w inicjatywę. - Ekstremalna Droga Krzyżowa stwarza możliwość dla dokonania się w nas zmiany. Ludzie naprawdę stają się dzięki tej wędrówce lepsi. Ja na przykład dzięki temu wyzwaniu lepiej odnajduję się w trudach codzienności. Przeżycie tego trudu hartuje i uczy stawiania czoła przeciwnościom, których w życiu nie brakuje - zapewnia A. Milart.