Z panem Pawłem i jego 17-letnią córką Marysią rozmawialiśmy przed wyjściem na trasę Ekstremalnej Drogi Krzyżowej i po jej zakończeniu. Nie obyło się bez "morsowania".
W piątkowy wieczór, przed wyjściem na Ekstremalną Drogę Krzyżową, w Koszalinie pojawiła się potężna zamieć śnieżna. Niektórzy dali za wygraną i nie stawili się w katedrze.
Przed wyjściem
Pan Paweł i jego 17-letnia córka Marysia postanowili podjąć wyzwanie. - Mój kolega z pracy nas zachęcił, zapewniając, że warto wziąć w tym udział. Rzucił wyzwanie, a my wyzwania lubimy, więc i to podjęliśmy - mówi pan Paweł, zapewniając, że trudne, a nawet nieco szalone przedsięwzięcia w jego rodzinie nie są czymś nowym.
- Robiliśmy już podobne rzeczy, np. wyjazd wieczorem do Zakopanego, zdobycie Rysów i powrót. Mamy więc doświadczenie - mówi uczestnik EDK.
- U nas w rodzinie jest tak, że to tata jest impulsem do tego typu akcji. Przyszłam tu właśnie za tatą - przyznaje Marysia.
Pan Paweł nie ukrywa, że liczy na przeżycie czegoś głębszego podczas drogi. Nie chodzi mu tylko o sprawdzenie swoich fizycznych możliwości i siły charakteru. - W aspekcie duchowym jest to dla mnie już wejście w przeżywanie Wielkanocy. Liczę na to, że uda mi się wyciszyć, pozbierać myśli, nabrać dystansu do codziennych problemów. Mam pracę dość intensywną, co wiąże się z nieustanną gonitwą myśli, więc mam nadzieję, że uda mi się je trochę przekierować na zbliżające się święta - mówi przed wyjściem na trasę.
Po powrocie
- Udało się. Doszliśmy. Łatwo nie było. Szczerze mówiąc, do 30. kilometra szło się w miarę dobrze, a dalej rozpoczęła się mocna walka ze sobą samym. Rzeczywiście było to doświadczenie drogi krzyżowej. Pozwoliło mi ono choć trochę zrozumieć, jaki trud znosił Jezus. Po 30. kilometrze każdy krok sprawiał mi ból i walczyłem, żeby w ogóle go zrobić - mówi pan Paweł.
- Prawdę mówiąc, miałam wątpliwości, czy ukończę. Ostatnie 5 kilometrów było dla mnie naprawdę bardzo ciężkich - przyznaje Marysia. Co pomogło 17-latce, aby nie zrezygnować? - Pomyślałam o tym, co przeżywał Pan Jezus. Poza tym, nie ukrywam, że dużym wsparciem był dla mnie tata.
17-latka nie żałuje podjętego wysiłku: - Dla takiego młodego człowieka jak ja jest to naprawdę bardzo ciekawe przedsięwzięcie. Doznania fizyczne wzmacniają przeżywanie duchowe. Można lepiej utożsamić się z tym, co przeżywał Chrystus podczas swojej drogi krzyżowej, mając chociaż namiastkę tego bólu, cierpienia, walki ze sobą.
W czasie drogi pojawiła się poważna przeszkoda, której znaczenie można odczytać symbolicznie. - Mieliśmy taką sytuację, że część trasy okazała się zalana. Wylały kanały przy jeziorze Jamno. Sporo ludzi w tym momencie zrezygnowało. Widać było podjeżdżające taksówki. Pojawiła się też pokusa, żeby nie ukończyć drogi. Jednak zdjęliśmy buty i chodziliśmy po wodzie. Mieliśmy takie trochę "morsowanie". Kolega, który mnie wyciągnął na tę drogę, też nie zrezygnował - opowiada pan Paweł.
- Doniosłam swoją intencję. Polecam innym przeżycie takiej drogi krzyżowej - cieszy się Marysia.