Reklama

    Nowy numer 13/2023 Archiwum

Jacy księża na teraz?

Tego pytania nigdy nie można przestać zadawać. Odpowiedź na nie odnaleziona „dziś” ma znaczenie dla tego, co „jutro”, a poszukać jej warto także w tym, co „wczoraj”.

Po mocno zabieganym Wielkim Poście, a szczególnie Wielkim Tygodniu, księża co roku spotykają się na dniach skupienia w Skrzatuszu. Tym razem 8 i 10 kwietnia odbyły się one zdalnie. Takie spotkania są zawsze okazją do podjęcia ważnych tematów formacyjnych. W szybko zmieniającym się świecie, choćby pod wpływem pandemii, wydaje się to jeszcze pilniejsze. – Trzeba liczyć się z tym, że świat w wymiarze gospodarczym, społecznym, duchowym i kościelnym nie wróci już do stanu sprzed tego kryzysu. Sytuacja ta wymaga od nas mobilizacji i konkretnych postaw – mówił księżom bp Edward Dajczak, wskazując na konieczność powrotu do źródeł kapłańskiej duchowości.

Uduchowiony, czyli... wyspany

Tegoroczny prelegent, ks. dr Radosław Suchorab, zaproponował księżom przypomnienie sobie pozornie tylko dobrze znanej postaci, św. Jana Vianneya, proboszcza z Ars, żyjącego na przełomie XVIII i XIX wieku. Omawiając niektóre elementy jego duchowości, ks. Suchorab wskazał m.in. na znaczenie więzi kapłana z Chrystusem, sposobu sprawowania Eucharystii, czyli tzw. ars celebrandi, czy dbałości o wystrój zewnętrzny świątyni, co wbrew pozorom także należy do przejawów życia wewnętrznego księdza. Uczestnicy spotkania usłyszeli także o słabościach św. Jana Vianneya. Ks. Suchorab wspomniał o jego przerażeniu posługą proboszcza i trzykrotnej ucieczce z parafii, a także o przesadnym praktykowaniu ascezy. Rzeczywiście, opis warunków, w jakich żył proboszcz z Ars, sposobu, w jaki się odżywiał, może być i często jest dla niektórych odpychający. – Święty Jan nazywał to „szaleństwem młodości”. Pod koniec życia żałował, że tak traktował swoje ciało. Brak troski o zdrowie i odpoczynek trzeba nazwać jego słabością – mówił ks. Suchorab. Prelegent przypomniał o walce duchowej św. Jana Vianneya z szatanem, która, jak w przypadku św. o. Pio, przybierała nieraz formę wręcz fizycznego dręczenia. Dochodziło do niego głównie w nocy i przejawiało się hałasem, przesuwaniem mebli, a nawet podpalaniem łóżka. – Wszystko po to, żeby św. Jan nie spał, był zmęczony, a w konsekwencji nie mógł służyć – wyjaśnił ks. Suchorab.

Czy takie życie pociąga?

W kolejnej części spotkania kapłani zastanawiali się nad sytuacją powołań. Rektor seminarium zreferował przebieg diecezjalnej debaty, która niedawno odbyła się w tej sprawie. – Jedną z ważnych kwestii jest pytanie, czy życie księdza jest dzisiaj dla młodego człowieka pociągające. Znaczną część posługi zajmują nam uczenie w szkole lub administracja. Czy to, jak dzisiaj ksiądz w Polsce przeżywa kapłaństwo, jak jest skomponowana jego kapłańska codzienność, jest dla młodego człowieka pociągające? Może oni po prostu nie chcą kimś takim być? – pytał ks. dr Jarosław Kwiecień. Dlatego, jak stwierdził, inwestowanie księdza we własne kapłaństwo, jego rozwój i pogłębienie, jest w istocie inwestowaniem w powołania. – Autentyczne życie kapłańskie pociąga po prostu najbardziej – stwierdził ks. Kwiecień. Rektor seminarium zwrócił uwagę także na inny problem. – Być może nasze mówienie o kapłaństwie jest dla młodego człowieka czymś abstrakcyjnym, co pada na nieprzygotowany grunt. Młodzi mają bowiem problem z podejmowaniem życiowych decyzji w ogóle. Musimy im najpierw mówić o tym, że prawdziwie żyje ten, kto życie oddaje. Poza tym ludzie mają dziś problem z modlitwą, a więc z usłyszeniem Boga. Jeśli wierzymy, że to On powołuje, to niemożność usłyszenia Jego głosu prowadzi do trudności w odkrywaniu powołania. Szkoła modlitwy jest więc czymś bardzo istotnym – mówił ks. Kwiecień.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Reklama

Zapisane na później

Pobieranie listy