Przedsiębiorcze mieszkanki wsi postanowiły zadbać o pozostałości starego cmentarza. Skrzyknęły sąsiadów i urządziły wielkie sprzątanie.
Uważnego gościa na trop tego, że w zarośniętym zagajniku jest cmentarz, naprowadzą wysokie drzewa. Właściwie nic więcej. Przez dziesięciolecia służył najpierw jako miejsce pozyskiwania taniego surowca, potem plac zabaw dzieci, czasami jako osłonięte przed wzrokiem sąsiadów wysypisko. – To miejsce świadczy o nas. Mówiąc najprościej: chcemy, żeby nie było wstydu, kiedy ktoś przyjedzie i będzie szukał cmentarza – mówi Emilia Wołoszyn, sołtys Kowańcza. – Chcemy, żeby to miejsce było zadbane i poszanowane. I żeby było przykładem dla innych, że tak można i trzeba – mówi Basia Anklewicz, szefowa miejscowego Koła Gospodyń Wiejskich „Sikoreczki”. To od nich wyszła inicjatywa, żeby uporządkować zapomnianą nekropolię i stworzyć w tym miejscu lapidarium.
Karczmarze z Kowańcza
Na apel odpowiedzieli sąsiedzi. Kilkadziesiąt osób z piłami, grabiami i workami na śmieci stawiło się w zagajniku w sobotni ranek. Niektórzy pamiętają jeszcze cmentarz w nienaruszonym stanie. – Tu wyżej, za cisem, była kaplica, a tu brama wjazdowa. Były też grobowce rodzinne, niektóre bardzo duże. W Kowańczu mieszkali bogaci gospodarze. Wszystko zniknęło w latach 70. ubiegłego wieku. Przyjechał duży ciągnik i to, co było, zwalili w tamtym końcu cmentarza. Mówili, że to pójdzie na budowę portu w Gdańsku, ale zostało – opowiada Andrzej Maksalon. – Część wywieźli. Po cenniejsze, granitowe, przyjeżdżali kamieniarze z okolicy, ścierali napisy i tanim kosztem wykorzystywali. Metalowe krzyże i płotki pewnie poszły na złom – kiwa głową młodszy od sąsiada Mariusz Anklewicz. O tym, że pod ziemią spoczywają niemieccy poprzednicy dzisiejszych mieszkańców Kowańcza, właściwie nic już nie przypomina. Spod bujnie rozrastającego się bluszczu tu i ówdzie wystaje fragment fundamentów czy nagrobków. Przy jedynej zachowanej tablicy nagrobnej stoi kilka zniczy. – Co roku stawiamy tu światełko w listopadzie. Czasami, przechodząc, zebraliśmy jakieś śmieci. Wstydzimy się za przeszłość, za dawno podjęte państwowe decyzje, żeby to miejsce zlikwidować. Trudno, żeby nas tu dzisiaj nie było, bo mieszkamy po sąsiedzku z cmentarzem. Właściwie tylko czekaliśmy na jakiś sygnał, który by nas zmobilizował – tłumaczy Halina Aleksandrowicz, zbierając śmieci wokół nagrobka Idy Martel. Imię jej męża zniknęło z okruchami rozbitej tablicy. Zachowała się za to biblijna inskrypcja, którą ją opatrzono: „On jest Panem, niech czyni, co uzna za dobre”. – Wiemy, że ta rodzina prowadziła w Kowańczu karczmę. Bo wieś niegdyś kwitła. Swego czasu zamieszkiwało ją blisko pół tysiąca mieszkańców, czyli ponad dwa razy tyle, co dzisiaj. Była szkoła, pralnia – opowiada o przeszłości wsi Basia Anklewicz.
Lapidarium
Kiedy teren cmentarza zostanie uporządkowany, stworzone zostanie miejsce pamięci. Na projekt „Lapidarium – ocalić od zapomnienia” Sikoreczki z Kowańcza zdobyły dotację z Lokalnej Grupy Działania Siła w Grupie. – Zobaczymy, ile nagrobków uda nam się znaleźć, czego jeszcze będziemy mogli dowiedzieć się o dawnych mieszkańcach wsi. Ale na pewno o tym, że jest tu cmentarz, będzie też przypominać tablica w trzech językach, którą ustawimy – zapowiada Emilia Wołoszyn. Wiejski cmentarz w Kowańczu podzielił los innych poniemieckich nekropolii na tzw. Ziemiach Odzyskanych. Zniszczony i rozkradziony popadał w zapomnienie nawet u miejscowych. Cieszy, że to właśnie od mieszkańców wyszedł pomysł, by przywrócić tej nekropolii godny stan. – Ważne, żeby o to miejsce zadbać. Jeśli mieszkańcy sami to zrobią, wszyscy będą się tym interesowali i zadbają o to miejsce – mówi Waldemar Miśko. Karliński burmistrz także chwycił za sekator i ruszył oczyszczać jeden z dawnych cmentarzy znajdujących się na terenie gminy Karlino. – Wielu rodziców i dziadków mieszkańców gminy pochodzi z Kresów. Chcielibyśmy, jadąc tam, widzieć, że miejsca, w których spoczywają nasi przodkowie, są zadbane. Dlaczego więc my nie mielibyśmy zadbać o miejsca pochówku dawnych niemieckich mieszkańców, którzy tworzyli to miejsce – tłumaczy swoją obecność. Do cmentarnego zagajnika przyszło kilkadziesiąt osób. Część zadeklarowała obecność po południu. Nawet najmłodsi chwycili za torby na odpadki. – To dobrze, że są z nami dzieci. Dla tego pokolenia nie będzie już czymś dziwnym dbanie o cmentarz, a na pewno nie przyjdzie im do głowy, żeby potraktować to miejsce jako wysypisko – cieszy się sołtys Kowańcza.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się