Choć niemożliwe było zorganizowanie radosnego marszu w tradycyjnej formie, organizatorzy nie chcieli rezygnować z okazji, by jeszcze raz głośno powiedzieć "tak" życiu i rodzinie oraz modlić się w ich intencji.
Zwykle przemierzali miasto afirmując życie i rodzinę w radosnym korowodzie. W tym roku wprawdzie znów nie udało wyjść na ulicę, ale za to nie zabrakło tego, co najważniejsze: modlitwy i świadectwa.
– Nie chcieliśmy całkiem rezygnować, bo temat ważny, ciągle aktualny. Może właśnie w sytuacji pandemii w pewnych aspektach wyraźniejszy, bo społeczne skutki dotyczące więzi i relacji po ostatnim roku będziemy odczuwać pewnie jeszcze długo – przyznaje ks. dr Tomasz Tomaszewski, administrujący słupską parafią św. Maksymiliana Kolbego, skąd co roku wyrusza Marsz dla Życia i Rodziny.
Słupszczanie wyruszyli więc w drogę, choć nie nogami, ale duchowo. Najpierw modlili się w intencji życia podczas Eucharystii, potem przed Najświętszym Sakramentem przyzywali też wstawiennictwa Matki Bożej.
– Zależało nam na zachowaniu tradycji. Choć nie możemy wyjść na ulicę, chcemy, żeby w świadomość ludzi zapadała informacja, że trzeba się opowiadać za życiem. Trzeba się też pokazywać, dawać świadectwo – tłumaczy Joanna Kaczmarczyk z Diakonii Życia Ruchu Światło-Życie, koordynator słupskiego Marszu dla Życia i Rodziny.
Marsze dla Życia i Rodziny odbywają się od 2006 r. W Słupsku - od 11 lat. Organizowane są w celu publicznego świadectwa o podstawowej wartości ludzkiego życia od poczęcia oraz rodziny opartej na małżeństwie kobiety i mężczyzny, otwartym na przyjęcie i wychowanie dzieci. W założeniu mają pozytywny, radosny i afirmatywny wymiar.
- To bardzo ważne świadectwo. Nie chodzi o to, by głośno krzyczeć hasła i machać transparentami „przeciwko” komuś czy czemuś, ale całą swoją postawą być „za”. Nie chodzi o to, żeby przeciwstawiać czy oceniać, ale dawać nadzieję. Także tym, którzy są po drugiej stronie, których emocje z pewnością wynikały z negatywnych doświadczeń, zranień, strachu – dodaje Joanna Kaczmarczyk.
Mszy św. w intencji rodzin i życia przewodniczył bp Krzysztof Włodarczyk. Wskazując na Trójcę Świętą, której uroczystość obchodzi dzisiaj Kościół, hierarcha wskazywał na Trójjedynego Boga, jako źródło i wzór relacji.
- To zaproszenie też dla każdego z nas, by na wzór tej relacji wejść w zażyłość z Bogiem, by złączyć się z nim więzią miłości i dalej budować w tym samym duchu więzi międzyludzkie. W Trójcy Świętej nikt nie żyje dla siebie. Jest tam wielka hojność i wola ofiary. Zostaliśmy stworzeni na obraz i podobieństwo Boże, a to znaczy, że zostaliśmy powołani do tego, by spełniać się w relacji z Bogiem i innymi ludźmi, w relacji miłości przyjmowanej i udzielanej – mówił bp Włodarczyk.
Choć tegoroczny Marsz dla Życia i Rodziny przybrał symboliczną formę, biskup zachęcał, by nie ustawać na drodze głoszenia prawdy o życiu.
– Idźcie i głoście tę miłość, która jest wpisana w wasze serca, idźcie i objawiajcie Boga swoim obliczem, bo być może jesteście jedyną Biblią, którą ktoś przeczyta – zachęcał, prosząc również, by dawać świadectwo o małżeństwie i rodzinie.
– Idźcie i ukazujcie piękno sakramentalnej miłości małżeńskiej tym, którzy przestali wierzyć, że to w ogóle możliwe. Niech na widok waszych rodzin ludziom chce się żenić i wychowywać dzieci – prosił.
Częścią wydarzenia była również projekcja filmu „Jutrznia za nienarodzonych” opatrzona merytorycznym komentarzem dr Joanny Kasperek. Ten przydaje się, by jeszcze raz uświadomić sobie, jak wielkim cudem jest dar życia.
– Dziecko bardzo wcześnie zaczyna odbierać bodźce i odczuwać dotyk czy smak. W ósmym tygodniu jest już wykształcony zmysł dotyku, w 21 tygodniu ma kubki smakowe pozwalające odczuwać smaki, najpóźniej wykształca się zmył wzroku, ale kiedy w 27 tygodniu dziecko otwiera powieki widzi światło przez powłoki brzuszne. Wcześniej jeszcze rozwija się słuch i dziecko słyszy bicie serca mamy, przepływ krwi przez naczynia krwionośne, ale też dobiegające – choć nieco przytłumione – dźwięki z zewnątrz. Badania pokazały, że takie maluchy najbardziej lubią… muzykę Mozarta! Takie informacje pozwalają nam uwiadomić sobie, że pokazujemy dziecku świat jeszcze zanim się na tym świecie samodzielnie pojawi – przyznaje ceniona psychiatra i psychoterapeutka, zachęcając wszystkich do obejrzenia filmu.
– To niesamowite obrazy opatrzone przepiękną muzyką Pawła Bębenka. To może otwierać oczy, nawet tym, którzy są za życiem. Możliwość obserwowania, jak rozwija się życie, robi niesamowite wrażenie. Na mnie, lekarzu, także! Cud życia zachwyca! Trzeba o tym ciągle opowiadać, pokazywać, przypominać i omadlać – dodaje Joanna Kasperek.