W przeddzień liturgicznego wspomnienia polskich zakonników zamordowanych w Peru przez terrorystów, ich relikwie zostały wprowadzone do kołobrzeskiego kościoła Podwyższenia Krzyża Świętego.
Kołobrzeska wspólnota otrzymała okruchy kości bł. Michała Tomaszka i bł. Zbigniewa Strzałkowskiego – misjonarzy, którzy 30 lat temu zginęli z rąk terrorystów Świetlistego Szlaku w Pariacoto w Peru.
Ich świadectwo wiary, żywej i niezłomnej, porusza wiele osób na całym świecie. Gwardian nadmorskiego klasztoru franciszkańskiego wierzy, że poruszy także wspólnotę parafialną, pociągając przykładem życia i wiary.
- Klasztor nam się powiększa. Kolejni bracia, którzy dołączają do naszej wspólnoty. Wierzymy, że w świętych obcowaniu oni są wśród nas. To nie jakieś wspomnienie, ale rzeczywistość, realna obecność. To dla parafian, ale i dla nas, wspólnoty zakonnej mobilizacja do dążenia do świętości. To przykład, że wiara wymaga wyrzeczeń. Niekoniecznie ofiary życia i krwi, ale odwagi do głoszenia Jezusa. I szerzenia pokoju, którymi są orędownikami błogosławieni misjonarze z Peru - przyznaje o. Paweł Kaczmarski, proboszcz parafii Podwyższenia Krzyża Świętego, w której pracują ojcowie franciszkanie.
Jak zauważa, szczególnie oddziałuje świadomość, że błogosławieni zakonnicy nie pochodzą z odległych czasów, ale ich ślady są wciąż świeże.
- Nie miałem okazji spotkać się z nimi na ziemi. Kiedy oni oddawali życie, ja jeszcze nie myślałem nawet o zakonie. Ale ich świadectwo w zgromadzeniu jest cały czas żywe. Wielu z braci się z nimi spotkało. To nie są święci sprzed wieków, z obrazków, ale żyjący tuż obok. To świadectwo mocno działa. Jest potrzebne także nam, zakonnikom - zauważa franciszkanin.
Z wyniesionymi w 2015 r. na ołtarze misjonarzami spotkał się za to o. Piotr Paradowski z Zielonej Góry, który przez całą niedzielę opowiadał wiernym kołobrzeskiej parafii o błogosławionych współbraciach i ich męczeństwie.
- Ich życie nie było spektakularne, nie chodzili w seminarium cały czas ze złożonymi rękoma, nie świecił im nimb nad głową. Byli chłopakami z krwi i kości. Zbyszek – na banerze ten niższy, uśmiechnięty od ucha do ucha, miał w chwili śmierci lat 33. Michał – 31. Michał miał kłopoty z nauką, czasem powtarzał egzaminy. Zbigniew po maturze zaczął pracować jako tokarz, ale na rekolekcjach usłyszał o św. o. Maksymilianie Kolbe i chciał być misjonarzem jak on – mówił kaznodzieja, wskazując na zdjęcie młodych zakonników w szarych habitach.
Pojechali na trudną placówkę w Andach, w ubogi teren, z aktywnie działającymi organizacjami terrorystycznymi, mającymi na swoich celownikach duchownych. Swoją otwartością, życzliwością i pracą zjednali sobie miejscową ludność.
Terroryści uznawali ich pracę dobroczynną i duszpasterską za szkodliwą dla rewolucji. Mimo otrzymywanych pogróżek i wcześniej dokonywanych tam aktów przemocy oraz wandalizmu, franciszkanie nie opuścili misji i kontynuowali posługę. 9 sierpnia 1991 roku bojówkarze ze organizacji Świetlisty Szlak wtargnęli do domu parafialnego w Pariacoto i uprowadzili dwóch zakonników. Związanych wywieźli w okolice cmentarza. W drodze terroryści urządzili im błyskawiczny proces zakończony wydaniem wyroku śmierci. Ich ciała znaleziono kilka kilometrów od wioski, skierowane twarzą do ziemi. Mieli przestrzelone czaszki.
Na plecach o. Zbigniewa terroryści położyli kartkę z napisanymi jego krwią słowami: „Tak giną lizusy imperializmu”.
Beatyfikacja zamordowanych franciszkanów odbyła się w grudniu 2015 r. W Polsce misjonarzy-męczenników wspominamy 7 czerwca – w rocznicę święceń diakonatu o. Michała Tomaszka i prezbiteratu o. Zbigniewa Strzałkowskiego.
- Franciszkanie nie porzucili Peru, są tam do dzisiaj. Misja się pięknie rozwija. Jeszcze raz sprawdziły się słowa Tertuliana, pisarza chrześcijańskiego, który napisał, że krew męczenników jest nasieniem nowych chrześcijan - mówił o. Paradowski.
- Chcę wam powiedzieć przy ich relikwiach, ze nie każdy z nas jest wezwany do męczeństwa krwi. Siedzimy sobie bezpiecznie w kościele, nikt nie czyha na nasze życie, za przyznanie się publicznie do wiary, nikt nie nastaje na nas. A tak trudno przychodzi nam tę wiarę praktykować. Każdy z nas jest wezwany do białego męczeństwa. To wierność Chrystusowi rozłożona na lata. Przez chrzest jesteśmy wezwany do wierności swojemu powołaniu, Ewangelii, Bożym przykazaniom, moralności chrześcijańskie. Za tę wierność uzyskujemy niebo. Wierzę głęboko, że ich pobyt między wami, wyzwoli w was wiele sił, by odważnie się do wiary przyznawać, praktykować ją i tej wiary się nie wstydzić - przekonywał wiernych kołobrzeskiej parafii.