Malarstwo to sposób Heleny Has ze Słupska na pamiętanie i opowiadanie życia, na dostrzeganie tego, co inni przeoczą.
Mały kącik obok uchylonych drzwi balkonowych w jednej z kamienic w słupskim śródmieściu. Helena Has z pędzlem w dłoni. Maluje, stojąc, tak lepiej dostrzega barwy, kształty. Tego dnia nanosi na płótno maki, jednak w głębi mieszkania na ścianach wisi wiele innych obrazów: pejzaże, portrety rodzinne, wizerunki świętych, architektura miasta. Szczególny klimat wprowadzają sceny z przedwojennego Wołynia: chałupy kryte strzechą, szachulcowe konstrukcje bielonych ścian, okrągłe drewniane budynki. Malując je, artystka chce przywołać najpiękniejsze wspomnienia ojczyzny. – Żyję tu, w Polsce Zachodniej – mówi o Słupsku. Dodaje, że w swoim odczuciu dom rodzinny zostawiła daleko, w Wyrce na Wołyniu. – Przez długie lata nie chciałam się zgodzić, że miejsce to nie należy do Polski. Tam została moja rodzina, żyliśmy tam od wieków.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.