Zaczęło się od ochoty na pośpiewanie. Sami chórzyści nie przypuszczali, że to, co narodziło się w wiejskiej świetlicy, nabierze wielkiego rozmachu.
Białogardzki chór Bel Canto tworzą ludzie przeróżnych profesji. Wielu z nich biegnie na wieczorną próbę prosto z pracy czy szkoły. – To kosztuje sporo wysiłku, wyrzeczeń, czasu, ale efekt końcowy jest tego wart – przyznaje z zapałem Jadwiga Majewska, prezes chóru. – Były ostatnio na próbie dwie panie, a akurat ćwiczyliśmy kołysankę po norwesku. Chyba się przestraszyły, bo na następną próbę już nie przyszyły. Ale jakby mi ktoś 10 lat temu powiedział, że ja będę śpiewać, i to nawet nie po norwesku, tylko po polsku, to też bym nie uwierzyła – dodaje ze śmiechem założycielka chóru.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.