Skromny, pobożny i z poczuciem humoru - takie wspomnienie pozostawił po sobie śp. ks. Jan Borzyszkowski.
Uroczystości pogrzebowe zmarłego 19 października śp. ks. Jana Borzyszkowskiego rozpoczęły się Mszą św. pożegnalną sprawowaną dwa dni później w kościele pw. św. Jana Chrzciciela w Łeknie. Nazajutrz przy ołtarzu kościoła rektoralnego przy Domu Księży Emerytów w Kołobrzegu, w którym śp. ks. Borzyszkowski spędził ostatnich kilkanaście miesięcy życia, stanęli kapłani pod przewodnictwem bp. Edwarda Dajczaka.
Dyrektor Domu Księży Emerytów ks. Marcin Lipnicki wspomniał w homilii ostatnie godziny życia ks. Jana Borzyszkowskiego. – Pamiętam ten dzień doskonale, wiem, co robiłem w chwili, kiedy śp. Jan odszedł z tego świata – powiedział. – W południe tego dnia razem sprawowaliśmy Eucharystię. Ks. Jan był radosny, pełen życia, tak mocny, jakim od dawna nie był. Żartował nawet i pomimo słabości ciała przez chwilę mógł stanąć na nogi. Śmierć przyszła niespodziewanie, nagle, w Godzinie Miłosierdzia, o 15.10.
Ks. Lipnicki spędził w ostatnich miesiącach sporo czasu z ks. Janem, w dzień i w nocy, gdy senior chorował i należało przy nim czuwać, podawać tlen. To był czas rozmów i modlitw. – Wiem, że z całego serca pragnął uczestniczyć w Eucharystii. Gdy ze względu na stan zdrowia nie mógł, wtedy był nieszczęśliwy. Brak Mszy św. był dla niego cierpieniem – powiedział dyrektor.
Jak dodaje, w schorowanym kapłanie zobaczył człowieka, który nie dba o rzeczy materialne, rozgłos, sławę. – Zawsze pokorny i cichy, wydawał się być zapatrzony w niebo. Bóg był dla niego wszystkim, dla ks. Jana On liczył się najbardziej. Wiem, że przygotowywał się na spotkanie z Ojcem. I że przyjął dar kapłaństwa jako drogę do nieba dla siebie i dla wszystkich, których spotka.
Ludzi lubili gromadzić się wokół ks. Jana, bo dla każdego miał dobre słowo, delikatność, czas, modlitwę i miłość kojącą serca. Zaświadcza o tym s. Romana Drobysz, felicjanka, pielęgniarka posługująca w Domu Księży Emerytów – często to właśnie w pokoju tego towarzyskiego kapłana lubili się schodzić czy zjeżdżać na wózkach inwalidzkich inni, by rozmawiać w przyjaznej atmosferze, a nawet zaśmiewać się do łez.
– Często się śmialiśmy. A przy tym ks. Jan był niezwykle skromny i uduchowiony. Kiedy modlił się, był cały skupiony, jakby "wyłączał się" z rzeczywistości i stawał w innej, tej z Bogiem. Widząc go w takim stanie, np. odmawiającego Różaniec, ja sama również odczuwałam Bożą bliskość – mówi wzruszona felicjanka. – Dziś, po ludzku patrząc, jest nam ciężko bez niego, brakuje go w domu, ale patrząc z wiarą, wierzymy, że on raduje się, bo jest tam, gdzie wszyscy dążymy.
23 lata posługi ks. Jana Borzyszkowskiego w parafii pw. św. Jana Chrzciciela w Łeknie wspomina Stefania Woźnicka, jego dawna parafianka. – To był skromny kapłan, a przy tym naprawdę miły, czuło się, że nas wszystkich kochał. Widzieliśmy jego starania, by wszystko było jak najlepiej – powiedziała. – Mimo że był bardzo pobożny, lubił pożartować, swobodnie rozmawiał z nami na wszystkie tematy.
Stefania Woźnicka zapamiętała swojego proboszcza jako gorliwego czciciela Matki Bożej. – Miał taką ulubioną pieśń "Daj mi Jezusa, Matko moja" i choćby przyszło nas na Różaniec dwie, trzy osoby, to on śpiewał całe pięć zwrotek tej pieśni – wspomina.
Przy tym nie umknęło mieszkańcom Łekna, że ich proboszcz po cichu pomaga potrzebującym: robił paczki dla dzieci na święta, niektóre osoby wspierał finansowo. – Zresztą dla niego pieniądze się nie liczyły, nie wołał o nie – stwierdza. – Także nas uczył, byśmy stawiali na pierwszym miejscu nie majątek, lecz Boga. "Trzymajcie się wiary w Boga, żyjcie według przykazań, to na pewno wszystko będzie dobrze", tak nam powtarzał.
Uroczystości zakończy 23 października Msza św. w kościele pw. św. Katarzyny w Bytowie pod przewodnictwem bp. Krzysztofa Zadarki oraz pochówek na cmentarzu w Niezabyszewie.