Najpierw w kościele, potem w porcie, mieszkańcy Darłówka wspominali zmarłych ludzi morza.
Co roku otaczają modlitwą sąsiadów, którzy nie wrócili na ląd oraz tych, którzy morzu oddali siły i zdrowie.
Tym razem, z powodu niezbyt sprzyjającej aury, ich nazwiska wymieniali podczas wieczornego nabożeństwa w kościele św. Maksymiliana Kolbego, bez wiodącej do portu procesji. Ale nie bez krótkiej modlitwy przy pomniku poświęconym tym, którzy nie wrócili ze swojego ostatniego rejsu.
- Morze to żywioł. Ciężki kawałek chleba. Pływając na kutrach poznałem tę pracę od podszewki. Wiem, jak jest niebezpieczna, z jakim niepokojem na powrót z morza czekają najbliżsi - przyznaje Piotr Masłowski, jeden z uczestników nabożeństwa.
Chwilę wcześniej do portowego kanału wrzucił bukiet kwiatów. - Jestem absolwentem Szkoły Morskiej, na statkach i kutrach pływali moi koledzy, no i mieszkam tutaj, gdzie tak wiele rodzin jest w jakiś sposób związana z morzem. Te nazwiska, które są wypisane na pomniku, to ludzie, których znałem, z którymi się wychowywałem albo od których się uczyłem zawodu. Znam też ich bliskich, więc nie mogło mnie tutaj dzisiaj nie być - dodaje, wskazując 19 nazwisk wykutych na tablicy u stóp białej Madonny trzymającej w rękach rybacką sieć.
Przy portowym kanale wspominano ludzi, których pochłonął morski żywioł. Karolina Pawłowska /Foto GośćTradycją darłowskich morskich wypominków stało się również wieczorne spotkanie przy kawie, podczas którego jest czas na morskie opowieści i wspomnienia.
- Od samego początku chcieliśmy, żeby ten wieczór miał dwa wymiary: modlitewny i integracyjny. Modlimy się za naszych bliskich zmarłych, ale również poznajemy historię królewskiego miasta Darłowa, miejscowe tradycje i ludzi, którzy je tworzyli - dodaje o. Sebastian Fierek, proboszcz parafii pw. św. Maksymiliana M. Kolbego i przełożony tutejszego klasztoru.