Uwiecznieni temperą na desce przez wieki trwali w murach kołobrzeskiej kolegiaty. Według opowieści to oni mieli zgromadzić fundusze potrzebne na dokończenie jej budowy. Legenda uchowała się przez wieki, obraz - nie.
Podobnie, jak dziesiątki innych dzieł sztuki z kolegiaty nie przetrwał marcowych walk o miasto w 1945 r. Najprawdopodobniej spłonął. Jego wygląd uwieczniła jedyna przedwojenna fotografia. Tyle wystarczyło, by rozpalić wyobraźnię.
- Pomysł był szalony - przyznaje dr Robert Dziemba, kołobrzeski historyk i dziennikarz, badacz przeszłości miasta. - Nie znamy wymiarów oryginalnego obrazu, nie posiadamy żadnych informacji o kolorystyce. Jedyne, co mieliśmy, to tę bardzo słabej jakości fotografię - opowiada, na dowód pokazując niewyraźną, czarno-białą reprodukcję zdjęcia z 1936 r.
To z nią przyszedł do pracowni Dariusza Kalety, namawiając artystę na podjęcie się niemal niemożliwego.
- To była mordęga! Bez przerwy dzwoniłem do Roberta, pytając go, co tu właściwie jest. Fotografia jest na tyle niewyraźna, że nie miałem pewności, czy to, co widzę, to jakiś obiekt, czy po prostu odprysk farby - nie ukrywa Dariusz Kaleta, szef Galerii Sztuki Współczesnej w Kołobrzegu.
Owocem blisko dwumiesięcznej, wytężonej pracy malarza i historyka jest odtworzenie malowidła z końca XV w., przedstawiającego stygmatyzację św. Franciszka.
- W 1741 roku dzieło zostało przemalowane, a właściwie dostosowane do legendy, opowiadającej o dokończeniu budowy kołobrzeskiej kolegiaty. W sfinansowaniu przedsięwzięcia mieli pomóc trzej mnisi, którzy w całej Europie zbierali środki na ten cel - opowiada Robert Dziemba.
Legenda przetrwała wieki, ale związane z nią dzieło sztuki nie. I to właśnie dlatego Fundacja Historia Kołobrzegu, przy wsparciu finansowym Gminy Miasta Kołobrzeg, postanowiła odtworzyć obraz. Czas i środki wymusiły pewne kompromisy. Oryginalną deskę zastąpiło płótno, a temperę farby olejno-żywiczne.
- To nie jest kopia, to pewna interpretacja dzieła sprzed wieków – zastrzegają inicjatorzy przedsięwzięcia, które zostało już oficjalnie przekazane proboszczowi kołobrzeskiej parafii Mariackiej.
– Podziwiamy piękno bazyliki jako budowli. Dzięki prałatowi Józefowi Słomskiemu, kard. Nominatowi Ignacemu Jeżowi, który spoczywa w tutejszej krypcie i kołobrzeskim parafianom udało się ją podnieś z powojennych zgliszczy. Ale wiele zabytków ruchomych, które znajdowały się w tych murach nie udało się odzyskać. Części z nich straciliśmy bezpowrotnie – przypomina ks. Andrzej Pawłowski, ciesząc się z pomysłu odtworzenia jednego z nich.
– Nasi bracia katoliccy i protestanccy przez wieki dbali o tę świątynię, ozdabiali ją. Całe pokolenia starały się o jej piękno. Teraz kolej na nas, żeby dołożyć swoją cegiełkę – dodaje, zapewniając, że obraz znajdzie godne dla siebie miejsce w przestronnych murach konkatedry.
Więcej o obrazie, mnichach i kołobrzeskiej legendzie w nr. 49. wydania papierowego "Gościa Koszalińsko-Kołobrzeskiego".