Wichury zniszczyły pawilon służący za jadłodajnię Domu Miłosierdzia w Koszalinie. Obiady są nadal wydawane. Otwarto zbiórkę na zakup solidnego namiotu.
Orkan Nadia nie oszczędził Pomorza Środkowego. Wśród poszkodowanych są podopieczni Domu Miłosierdzia w Koszalinie – w nocy z 29 na 30 stycznia wichury zniszczyły namiot polowy stojący na podwórzu placówki, w którym ubodzy i bezdomni codziennie odbierają ciepłe posiłki lub spożywają je przy stoliku; niekiedy odbywały się tu też Msze polowe.
– Byliśmy przygotowani na atak wiatru, wcześniej umocowaliśmy konstrukcję dodatkowymi stalowymi linkami do asfaltu. I to zdało swój egzamin, bo chociaż linki popękały, metalowy szkielet namiotu zachował się bez uszczerbku – wyjaśnia ks. Radosław Siwiński, prezes stowarzyszenia Dom Miłosierdzia. – Jednak okrycie nie wytrzymało wichury, płachty zostały porwane na strzępy.
Pawilon o powierzchni
– Pandemia wymusiła na nas przeniesienie jadłodajni z budynku do namiotu. Ale to półtoraroczne doświadczenie pokazało nam, że taka otwarta powierzchnia, wspólna, lepiej służy tej misji. Dlatego chcemy kontynuować ją w podobnej formie – informuje ks. Siwiński. – Postanowiliśmy jednak kupić namiot bardziej wytrzymały, z grubszego materiału, z podłogą. Jednym słowem chodzi nam o coś solidnego, wieloletniego.
Wydatek na taki pawilon to kwota ok. 100 tys. złotych. Stowarzyszenie Dom Miłosierdzia Bożego w Koszalinie otwiera zbiórkę na ten cel. Pieniądze można wpłacać na konto stowarzyszenia.
Korzystający z jadłodajni nie zostaną pozbawieni codziennych ciepłych posiłków, z tym że nie będą mogli ich zjeść na miejscu, przy stoliku. 130–160 obiadów będzie wydawanych nadal, w styropianowych pojemnikach.
– Chociaż to wydarzenie jest dla nas trudne, bo teraz w chłodne dni nie mamy jak ugościć tylu osób, które codziennie się u nas stołowały, to jednak przyspieszyło ono naszą intuicję, by dotychczasowy pawilon zmienić na lepszy. Szwankowało przede wszystkim to, że z biegiem czasu stał się on już nieszczelny i dwie dmuchawy nie mogły go skutecznie nagrzać – mówi ks. Siwiński. – Paradoksalnie więc to nieszczęśliwe zdarzenie może zaowocować czymś o wiele lepszym.